Ziemia Mindel Würm

Ziemia Mindel Würm

Gatunek: Alternatywa

Pozostałe recenzje wykonawcy Ziemia Mindel Würm
Recenzje
Grzegorz Bryk
2021-01-12
Ziemia Mindel Würm - Ziemia Mindel Würm Ziemia Mindel Würm - Ziemia Mindel Würm
Nasza ocena:
7 /10

Warszawskie wydawnictwo Requiem Records lubi odkrywać, choć w przypadku ich flagowej serii Archive Series, lepiej mówić o wykopywaniu.

Niczym archeologowie wyciągają dla nas z odmętów niebytu muzykę, która kiedyś istniała: Düsseldorf, Krew, Garaż w Leeds, Agressiva 69, Pornografia czy ostatnio Nowy Horyzont. Niektóre nazwy mogą mówić więcej, inne mniej, być może ktoś zna wszystkie, ale w masowej świadomości żadna z nich nigdy nie istniała i wydawana dziś, zawsze pięknie edytorsko, może służyć za lekcje z historii polskiej muzyki. Warto tu zaznaczyć, że Łukasz Pawlak z Requiem Records ma dość jasno sprecyzowaną stylistykę, którą chce pokazywać: nowa fala, elektronika i post-punk – to takie słowa klucze charakteryzujące Archive Series.

Jednym z ostatnich wykopów wydawnictwa jest istniejąca od 1990 do 1992 roku Ziemia Mindel Würm, rzecz o tyle ciekawa, że nie jest to grupa muzyczna sensu stricto. Projekt dwóch gdańskich, dziś uznanych artystów: Marka Rogulskiego i Piotra Wyrzykowskiego to performance, ba, jeden z tych, przy których prawdopodobnie wszyscy związani ze sztuką awangardową cmokają z zachwytem, by w głębi duszy zastanawiać się o co tu w ogóle chodzi. Zawarta na płycie muzyka to podkład muzyczny pod przedstawienie, którego głównym aktorem był Rogulski, nie była grana na żywo, podczas spektaklu odtwarzano ją z głośników i stanowiła tło dla tego co działo się na „scenie”.

Scena to słowo umowne, bo Rogulski i Wyrzykowski występowali zazwyczaj w terenie, chociażby na Wyspie Spichrzów w Gdańsku, a same przedstawienia odnosiły się do tego, że Rogulski wymalowany i przebrany za człowieka pierwotnego lub dzikusa (określenia Mindel i Würm odnoszą się do epok prehistorycznych) machał rękoma w rytm muzyki, krzyczał, rzucał kłodami drewna i biczował się po plecach sznurem, by na koniec coś spektakularnie podpalić. O co w tym wszystkim chodziło? Artyści i krytycy oczywiście używali wielu pięknych i trudnych słów, by opisać czego dotyczyły te sztuki, niemniej warto tu sięgnąć do Internetu i jeden bądź dwa występy Ziemi Mindel Würm po prostu obejrzeć. Należy dodać, że panowie współpracowali z „ojcem” polskiego teledysku, Yachem Paszkiewiczem.

Co zaś z samą muzyką? Tu robi się całkiem interesująco, oczywiście przy założeniu, że lubi się dźwięki dziwne i awangardowe. Ziemia Mindel Würm obraca się w klimatach plemiennego rytmu i niskich tonów pulsującego złowrogo basu oraz wszelkiej maści dźwięków około muzycznych, czuć tu pierwotność i rytualizm, naturalizm, zwierzęcość, szamańską transowość, można się tu doszukiwać odniesień do black metalu, post-industrialu i cold wave. Nie ma tu melodii, jest przede wszystkim rytm i sączące się klawiszowe tła – nie kosmiczne, ale ponure i plemienne. Muzyka kreuje pesymistyczny, czaro-biały, zamglony, duszny i mroczny nastrój, po trosze słowiański, po trosze prehistoryczny, barbarzyński. Jest to bez wątpienia muzyka ilustracyjna, która jako ścieżka dźwiękowa spełnia swoje zadanie w stu procentach.

Ciężko ocenia się tego typu projekty, szczególnie, że akurat Ziemia Mindel Würm nie jest stricte muzyczna – ważne jest tu zarówno to co dzieje się na „scenie” (oczywiście Rogulski przede wszystkim improwizował korzystając z tego, co akurat w danej lokacji się znajdowało), jak i sama warstwa operatorsko-wizualna Yacha Paszkiewicza. Jest więc w gruncie rzeczy ten album ścieżką dźwiękową do totalnie awangardowego performance'u o dzikusie w swoim naturalnym środowisku. Niemniej klimat ma ten krążek diabelnie ołowiany i mimo dość ciężkiej formy słucha się go naprawdę przednio.