Reese Wynans and Friends

Sweet Release

Gatunek: Blues i soul

Pozostałe recenzje wykonawcy Reese Wynans and Friends
Recenzje
Grzegorz Bryk
2019-03-20
Reese Wynans and Friends - Sweet Release Reese Wynans and Friends - Sweet Release
Nasza ocena:
7 /10

Czy kilka mniej lub bardziej udanych coverów i gwiazdorska bez mała obsada muzyków, którzy przyszli „w gości” wystarczy, by uznać płytowy debiut tak fantastycznego muzyka jakim jest Reese Wynans, za krążek udany?

To zapewne będzie zależało od nastawienia odbiorcy i tego, czy przeszkadzają mu odgrzewane kotlety, przy założeniu, że odgrzano je zawodowo. Reese Wynans nigdy nie miał parcia na frontmana. Dobrze się czuł zarówno jako muzyk sesyjny, jak i członek grającego ze Stevie Ray Vaughanem zespołu Double Trouble. Ale trudno uwierzyć, że ten świetny klawiszowiec, który grał u boku choćby Buddy’ego Guya czy Johna Mayalla, solowego debiutu doczekał się dopiero jako 72 latek. Pomógł mu w nim nie byle kto, bo „Sweet Release” wyprodukował niestrudzony Joe Bonamassa, który zresztą dołożył na płytę kilka gitarowych partii, a wcześniej, bo w 2015 roku, wcielił Wynansa do swojego zespołu w zastępstwo Dereka Sheriniana. Wśród gości roi się od muzyków światowego formatu - prócz kolegów z Double Trouble (Chris Layton, Tommy Shannon), swoje piętno na materiale odcisnęli chociażby Kenny Wayne Shepherd, Doyle Bramhall II, Vince Gill, Keb’ Mo’, znakomity harmonijkarz Jimmy Hall (partie w rozkołysanym, knajpianym „So Much Trouble” nawiązującym do klasyka Browniego McGhee) czy saksofonista Paulie Cerra (elektryzujący funk Williego Mitchella „That Driving Beat”).

Całość rozpoczyna pamiętający jeszcze czasy Vaughana blues-rockowy numer „Crossfire” zagrany zresztą wspólnie z sekcją Double Trouble, gitarą Shepherda i wokalem Sama Moore’a. To nie koniec sięgania po Vaughana, bo wybrzmi jeszcze „Riviera Paradise” (z Joe Bonamassą i ponownie Shepherdem), na rytmie shuffle zagra „Say What!”, a „Hard to Be” jest swoistym hołdem złożonym Stevie Ray’owi. Tytułowy „Sweet Release” to z kolei przeróbka gospelowo-soulowego kawałka Boza Scaggsa (tu w wydaniu kilku wokalistów), „You're Killing My Love” Otisa Rusha (cover z udziałem Doyla Bramhalla II) a „Take The Time” Lesa Dudka. Całość zamknie inspirowana Beatlesowym „Blackbird” instrumentalna fortepianówka pod tym samym tytułem. Próżno więc szukać rzeczy, które napisałby rzeczywiście Wynans.

Jeśli natomiast komuś ten coverowy format wcale nie przeszkadza, to czeka go cała gama rozkołysanych bluesów z nieprzerwanie świetnymi solówkami Wynansa czy to mocniej podchodzącymi pod brzmienia organowe czy czyste pianino (rozpędzone boogie „Shape I’m In”, knajpiany „So Much Trouble”, przepięknie wystylizowany na przedwojenny blues „I’ve Got A Right To Be Blue” z partiami gitarowymi Keb’ Mo’ czy wspomniany już wcześniej cover Beatlesów „Blackbird”). Ogromną radość sprawia również wsłuchiwanie się w momenty kolejnych gitarzystów, bo i gitarowych eskapad jest tu dużo, może nawet tyle co klawiszowych pasaży Reese’a Wynansa i właściwie wszystkie robią niezłe wrażenie. Szczególnie dobrze wychodzą gitarowo-klawiszowe potyczki jak w „Say What!”, „Hard to Be” czy „Take The Time” i żałować można, że nie ma ich znowu tak dużo.

O ile jednak płyty słucha się rzeczywiście znakomicie, to gdzieś na końcu języka wciąż wyczuwałem smak odgrzewanego kotleta – może i podgrzewanego po mistrzowsku, ale wciąż jednak odgrzewanego. Mimo wszystko jest to płyta, do której będzie chciało się wracać, bo dobrych bluesów, nawet jeśli to covery, nigdy dość.