Krzysztof Penderecki & Jonny Greenwood

Threnody for the Victioms of Hiroshima/ Popcorn Superhet Receiver/ Polymorphia/ 48 Responses to Polymorphia

Pozostałe recenzje wykonawcy Krzysztof Penderecki & Jonny Greenwood
Recenzje
2012-04-03
Krzysztof Penderecki & Jonny Greenwood - Threnody for the Victioms of Hiroshima/ Popcorn Superhet Receiver/ Polymorphia/ 48 Responses to Polymorphia Krzysztof Penderecki & Jonny Greenwood - Threnody for the Victioms of Hiroshima/ Popcorn Superhet Receiver/ Polymorphia/ 48 Responses to Polymorphia
Nasza ocena:
7 /10

Kiedy ostatni raz słyszeliście Jonny’ego Greenwooda grającego rocka? Ale takiego przez duże "R", bez żadnych elektronicznych zabaw? No właśnie, będzie już z piętnaście lat…

Nie dziwi więc, że po wspólnym koncercie z Krzysztofem Pendereckim przyszedł czas na płytę z muzyką klasyczną.

Ale po kolei. Zacznijmy od tego, że młodszy z braci Greenwood zafascynował się muzyką Pendereckiego już w czasach studenckich, za największy walor uznając doszlifowanie jej co do dźwięku. Ta fascynacja zaowocowała napisaniem klasycznej kompozycji "Popcorn Superhet Receiver", bezpośrednio zainspirowanej "Ofiarami Hiroszimy - trenem" autorstwa polskiego geniusza muzyki współczesnej. Kolejnym etapem relacji Greenwood - Penderecki było poznanie się dwóch panów w Krakowie w 2010 r. Później nadszedł Europejski Kongres Kultury we Wrocławiu (odbywający z okazji polskiej prezydencji w UE), na który organizatorzy zaprosili właśnie Jonny’ego Greenwooda (i Aphex Twina), by napisał swoje wariacje na temat konkretnych utworów Krzysztofa Pendereckiego. I tak 9 września 2011 r. Polak i Brytyjczyk zaprezentowali publiczności swoje kompozycje na orkiestrę kameralną (głównie smyki), z czego greenwoodowskie "48 Responses to Polymorphia" (zainspirowane, oczywiście, "Polymorphią" Pendereckiego) miały wtedy swoją światową prapremierę. Artyści uznali, że wynik współpracy jest na tyle satysfakcjonujący, że warto ją uwiecznić na płycie. Studyjnej.


I oto jest. Split Penderecki/Greenwood to cztery wspomniane wyżej utwory podzielone w sumie na 15 części. Podobnie jak we Wrocławiu wykonuje je orkiestra AUKSO, identycznie jak w stolicy Dolnego Śląska pan Krzysztof dyryguje nią przy swoich utworach, a nagraniom kompozycji Greenwooda dowodzi Marek Moś, dyrektor artystyczny AUKSO. Na pierwszy ogień idzie "Threnody for the Victims of Hiroshima" z 1960 r. To niepokojący, nerwowy utwór z liczną kakofonią dźwięków i dysonansami. Zaaranżowany minimalistycznie - jedna partia smyków wymienia się z drugą, rzadko kiedy nakładają się więcej niż trzy linie. W powietrzu wyczuwa się katastrofę, dźwięki atakują nas jak wybuch bomby atomowej, względnie jak rój rozjuszonych pszczół. Odpowiedzią na tą kompozycję jest "Popcorn Superhet Receiver" z 2005 r. Greenwood korzysta tu z podobnych patentów, adekwatnie aranżuje długie dźwięki skrzypiec i altówek, ale jego utwór jest jakby odrobinę pogodniejszy, oprócz obrazu po katastrofie otrzymujemy przebłyski nadziei, które jednak kryją się gdzieś w tle "PSR", pierwszy plan zostawiając dla charakterystycznych opętanych dźwięków.

Druga dwójka to "Polymorphia" i wariacje na jej temat upakowane w "48 Responses to Polymorphia" (początkowo tyle fragmentów liczył ten utwór, każdy zaczynający się od C-duru, jak w końcówce dzieła Polaka). Liczba 48 nie jest przypadkowa - Penderecki napisał w 1961 r. "Polymorphię" dokładnie na taką liczbę instrumentów smyczkowych (24 skrzypce i po 8 altówek, wiolonczeli i basów). Początku nie powstydziliby się współcześni mistrzowie ciągnięcia dronów - to basowa jazda bez trzymanki w ekstremalnie niskich rejestrach. Do nich w pewnym momencie dołączają dźwięki wyżej brzmiących smyków, by rozszaleć się w łamiącym wszelkie metrum jazgocie. Odpowiedzi Greenwooda to, jak napisałem wcześniej, krótkie utwory będące niejako kontynuacją końcówki "Polymorphii", znacząco różnej od reszty utworu, melodyjnej. Muzyk Radiohead łączy w swoich responsoriach tą melodyczność z zaproponowanym przez większość kompozycji Pendereckiego niepokojem. Mnie jednak najbardziej spodobała się część nazwana "Ranj", mająca w sobie najwięcej ciepła, niepostrzeżenie zbliżająca się do łagodnego ambientu.


Współpraca Pendereckiego z Greenwoodem od samego początku jawiła się jako coś niezwykłego, jako spotkanie mistrza z uczniem, klasyka z rockowcem o klasycznej duszy. Wyszło z tego dzieło frapujące, nieprzyjemne (w pozytywnym tego słowa znaczeniu), sugestywne. Świat - jak donoszą media - się nim zachwycił. Pewnie nie każdemu rockmanowi się spodoba, ale poznać je z pewnością warto!

PS: Panie Greenwood, no zaskocz mnie Pan i nagraj wreszcie z radiogłowymi kolegami płytę gitarową, proooooszę!

Jurek Gibadło