Vader

Solitude in Madness

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Vader
Recenzje
Grzegorz Pindor
2020-05-20
Vader - Solitude in Madness Vader - Solitude in Madness
Nasza ocena:
8 /10

Ponad trzydzieści lat na scenie, dwanaście pełnych płyt w dorobku, tysiące koncertów i estyma jakiej zazdroszczą zagraniczni artyści. Tak w skrócie można podsumować karierę zespołu Vader. 

Ich najnowszy album nie tylko dowodzi doskonałej formy, co przynosi powiew świeżości w samej stylistyce grupy.

Wydany cztery lata temu album „The Empire”, komentowany szeroko głównie ze względu na internetowe przekomarzania dotyczące okładki, razem z jeszcze dość świeżą EP „Thy Messenger” zawrócił zespół na thrash metalowe tory. Mało tego, do gry włączono bardziej heavy metalowe melodie (i bynajmniej nie tylko za sprawą coveru Judas Priest), i znane nam komando niejako wymyśliło się na nowo, dzięki czemu są przystępniejsi, ale nie pozbawieni tożsamego dla zespołu wkurwienia.

Doświadczenie zdobyte na deskach scen i studiów nagrań procentuje, bowiem dzisiejszy Vader eksponuje wszystko to, czego momentami brakowało na poprzednich albumach. Naładowani niespożytkowaną energią w czasach koronawirusa, nie pozostawiają złudzeń co do tego, że najlepiej czują się w krótkich, intensywnych strzałach. Napędzani motorem w postaci Jamesa Stewarta, bogatszego o doświadczenia m.in. w Decapitated, obecnie z dużo większym luzem wychodzą poza dobrze znany schemat (zagrany częściowo na cleanie fragment tuż przed solo w „Sanctification Denied”).

Im częściej Piotr Wiwczarek i spółka odchodzą od zwykłej młócki z blastami w roli głównej, tym lepiej. Najlepiej świadczy o tym cover „Dancing In The Slaughterhouse”, który dla słuchaczy nie znających Acid Drinkers, prawdopodobnie wyda się jedną z lepszych kompozycji na płycie. Nawet gdyby faktycznie nie był to cover (a jest po prostu świetny!), to ten thrash/crossoverowy killer ma w sobie moc, której próżno uświadczyć u prawdziwie „wściekłych” zespołów. Nie jest to jedyny warty uwagi numer wzięty na warsztatach przez innych artystów; odsyłam tutaj do albumu w hołdzie kwasożłopom: „Ladies and Gentlemen on Acid”.

Wracając do samego Vader, „Solitude in Madness” nie było by aż tak dobrze prezentującą się płytą, gdyby nie trzy czynniki. Pierwszy, niezmordowane gardło samego Petera, który ani myśli o odstawieniu mikrofonu w kąt, i jak wino, z roku na rok staje się lepszym wokalistą, bodaj jedynym w death metalu, którego w pełni da się zrozumieć. Po drugie - solówki, których nawet jak na Vader jest zaskakująco sporo (zresztą ciężko wybrać najlepszą). Wreszcie punkt trzeci, o którym mam nadzieję wspomnieć również przy kolejnych wydawnictwach – rozbrat z Hertzem to najlepsze co mogło ten zespół spotkać.

Po ponad dziesięcioletniej współpracy zmiana otoczenia na należące do Scotta Atkinsa (ex-Stampin’ Ground) Grindstone Studio w brytyjskim hrabstwie Suffolk, tchnęła w zespół życiodajnego ducha, tylko wzmacniając wszystkie thrashowe elementy... Były mózg jednego z najbardziej niedocenianych zespołów przełomu lat 90. i nowego millenium wkracza na salony z wysokiego C właśnie dzięki takim projektom. Życzę Vader kolejnych realizacji u Scotta, bowiem już same bębny (na przykład singiel „Into Oblivion”) tak bardzo odstają od Hertzowskiej sterylności jak tylko to możliwe.