Squares

Squares

Gatunek: Pop

Pozostałe recenzje wykonawcy Squares
Recenzje
Grzegorz Bryk
2019-08-19
Squares - Squares Squares - Squares
Nasza ocena:
7 /10

Było to dawno. Wystarczy wspomnieć, że Joe Satriani miał bujną czuprynę, koszulę zapiętą na ostatni guzik pod szyją wepchniętą w tweedowe spodnie dziadka i nie nosił tych wszystkich okularów przeciwsłonecznych o opływowych kształtach, które dziś są jednym z jego znaków rozpoznawczych.

Squares to pierwsza grupa genialnego gitarzysty, założona ze szwagrem Neilem Sheehanem. Powołana została do życia pod koniec lat 70, gdy wokół wciąż szalała punkowa rewolucja, ale i powoli swoją pozycję - ze sporą pomocą syntezatorów - odbudowywał hard rock. Skład Kwadratów uzupełniał zmarły w 1999 roku basista i wokalista Andy Milton oraz perkusista Jeff Campitelli. Panowie nagrali kilka numerów, które świata nie podbiły, a to z tej prostej przyczyny, że nigdy nie zostały wydane. Grupa wprawdzie starała się o kontrakt płytowy, ale zawsze w ostatecznym rozrachunku odbijała się od drzwi wytwórni. Zniechęceni grali ze sobą coraz mniej, by ostatecznie zupełnie naturalnie o Kwadratach zapomnieć. Satriani rozpędził solową karierę, którą zresztą po dziś dzień kontynuuje, a nagrania Squares schował w najdalszą część szuflady.

Materiał nie zaginął. Dziś, czyli prawie 40 lat później, wychodzi na światło dzienne – w myśl zasady, że jeśli nikt nie chce cię wydać, to zrób to sam, Satriani wypuścił go we własnej wytwórni Strange Beautiful Music. Johna Cuniberti całość odświeżył i zremiksował, nadając wydawnictwu atrakcyjne nawet współcześnie brzmienie.

Łącznie tego materiału Satriani wyszperał niecałe 40 minut i co ciekawe Squares są bodaj idealną syntezą tego, czym żyła muzyczna rzeczywistość przełomu lat '70 i '80, gdy grupa funkcjonowała. Na albumie da się dosłyszeć zarówno punkową nonszalancję (szczególnie bliską The Clash), heavy metalową intensywność (przypominającą dokonania Van Halen), ale również sporą domieszkę dobrych melodii (czasami podchodzących nawet pod Everly Brothers jak również innych przedstawicieli wczesnego rock’n’rolla) czy form typowych dla radiowego popu. Najogólniej rzecz ujmując jest to muzyka pełna barw, fajnych melodii o niezobowiązującym charakterze, taka, którą świetnie się słucha, a za sprawą optymizmu i radości tryskających z każdego dźwięku, idealna na imprezowe klimaty.

Warto zaznaczyć, że gitara Joe Satrianiego wcale nie gra w zespole wiodącej roli, choć tam i ówdzie da się dosłyszeć zalążki późniejszej artystycznej drogi. W twórczości Squares Satriani jest już zaawansowanym technicznie muzykiem, co pokazuje choćby w „I Love How You Love Me”, czy kilku innych solowych partiach, ale i wciąż gitarzystą nieopierzonym, często gubiącym melodię na rzecz szybkości, czy najzwyklejszych popisówek. Rzadko to przeszkadza, bo i muzyka jest mocno przekolorowana, ale – o dziwo! – to absolutnie nie zakłóca czerpania przyjemności z jej odsłuchu. Być może działa tu coś na zasadzie guilty pleasure, ale tego materiału naprawdę fajnie się słucha. Nawet okropnie kiczowaty refren „Follow That Heart” ostatecznie zostaje w pamięci jako fragment przyjemny i każący się nucić. A takich chwytliwych momentów jest tu na pęczki – właściwie co numer, to dobra melodia. Już łatwiej powiedzieć, które kawałki zaniżają poziom: zupełnie nijakie „B-Side Girl” i pozbawiony pamiętliwych fraz „Can’t Take It Anymore”.

Najmocniejsze punkty? Chyba przywodzący na myśl Fleetwood Mac „You Can Light the Way”, clashowy „Give It Up”, naładowany emocjami „I Need a Lot of Love” i ballada „Never Let It Get You Down”. Czyli całkiem sporo. Sięgając po „Squares” trzeba jednak wyrzucić z głowy późniejsze dokonania Satrianiego i przygotować się na kilka chwil zupełnie niezobowiązującej, jaskrawej i pełnej barw muzyki. Kiczowatej? Pewnie tak, ale wciąż niezwykle rześkiej i umilającej dzień.