Liam Gallagher

Why Me? Why Not

Gatunek: Pop

Pozostałe recenzje wykonawcy Liam Gallagher
Recenzje
Grzegorz Bryk
2019-11-29
Liam Gallagher - Why Me? Why Not Liam Gallagher - Why Me? Why Not
Nasza ocena:
6 /10

Nagłówki gazet aż huczą. Oasis wrócą za 30 milionów funtów. Jednak nie wrócą. Liam zaprosił Noela na swój ślub, bo mama mu kazała. Liam wybaczył swojemu bratu – ku uciesze tłumów - przez… twittera, oczywiście by każdy mógł poczuć się częścią wielkiego pojednania w królewskiej rodzinie Gallagherów. Liam chce zostać premierem Wielkiej Brytanii…

Właśnie takie newsy sprzedaje nam, Ziemianom, Liam, który dawno już mentalnie wystrzelił się w kosmos. Tym żyją Wyspiarze. A konia z rzędem temu, kto jeszcze pamięta choćby jeden numer z solowego debiutu Liama GallagheraAs You Were” sprzed dwóch lat. W sumie można by zanucić jakiś mniej oczywisty kawałek The Beatles i próbować wmówić, że to Gallaghera. Biorąc pod uwagę wielką miłość Liama do Czwórki z Liverpoolu, pewnie wielu dałoby się nabrać. Nieprzypadkowo jeden z synów wokalisty Oasis ma na imię Lennon, a tytuł drugiej solowej płyty bezpośrednio odnosi się do dwóch humorystycznych obrazków namalowanych przez Johna Lennona.

Z drugiej strony wcale nie dziwi, że młodszy Gallagher tak usilnie szuka tematów zastępczych i ambarasów do dyskusji, skoro o jego muzyce da się powiedzieć niewiele, a tak po prawdzie, to wcale nie chce się o niej rozmawiać tak jest bezpieczna, pozbawiona charakteru i odtwórcza. Serwuje on plejadę prościutkich pioseneczek na gitarę akustyczną i trzy akordy, które ratować próbowali producenci Greg Kurstin i Andrew Wyatt co chwilę ładując w nie klawisze czy nadające patosu orkiestrowe wtręty. Choćby w takim „One of Us”, utworze w którym fani od razu dostrzegli opowieść o trudnych relacjach braci Gallagherów, jest on napompowany smykami i chórami jak ego Liama miłością własną. Z kolei w lennonowym „Meadow” rozpościerają się plamy psychodelicznych, kosmicznych klawiszy.

Echa Beattlesów, a przede wszystkim Lennona, będą się przez „Why Me? Why Not” przetaczać nieustannie, zupełnie jakby sam Liam namaścił się jako jego duchowy spadkobierca. Gdzie indziej usłyszymy delikatne aluzje do Coldplay („Now That I’ve Found You”), a nawet Davida Bowie. Najogólniej jednak krążek jest typowym przedstawicielem britpopu, albumem jakich każdego roku na Wyspach pojawiają się setki i wszystkie znikają równie szybko jak wyrastają, by ustąpić miejsce kolejnym kopiom samych siebie. Z sobie podobnych nie wyróżnia się absolutnie niczym i równie dobrze mógłby się ukazać pod zupełnie nieznaną nazwą dopiero co powstałego bandu, w który wytwórnia postanowiła trochę zainwestować.

Fakt, jest tu kilka miłych melodii i fragmentów trochę pieprzniejszych – co ciekawe to właśnie one ten krążek ratują przed totalną przeciętnością. Tam gdzie gitary zacharczą trochę głośniej albo perkusja serwuje nieco cięższy bit od razu robi się ciekawiej („Shockwave”, „The River”, „Halo”, „Be Still”). Niestety jako całość krążek nie jest nawet w ułamku tak wyrazisty jak barwna przecież osobowość Liama Gallaghera, choć przyznajmy, że młodszy z braci wokal ma wciąż jak rozbrykany dwudziestolatek.

„Why Me? Why Not” wydaje się jednak krążkiem ciekawszym od poprzedniego „As You Were”. W gruncie rzeczy serwuje kilka niezłych, rześkich melodii. Nic co mogłoby zagościć w odtwarzaczach na dłużej, żadnych klasyków, ani utworów, które za rok jeszcze będą przez kogoś pamiętane. Ale jako umilacz przed kolejnym takim samym krążkiem z kręgu britpopu będzie jak znalazł.