Ritchie Blackmore’s Rainbow

Black Masquerade

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Ritchie Blackmore’s Rainbow
Recenzje
Grzegorz Bryk
2020-06-25
Ritchie Blackmore’s Rainbow - Black Masquerade Ritchie Blackmore’s Rainbow - Black Masquerade
Nasza ocena:
5 /10

“Black Masquerade” na przestrzeni lat wracał na sklepowe półki w różnorakich formatach.

Choć koncert z Dusseldorfu nagrany dla niemieckiej telewizji Rockpalast miał miejsce 9 października 1995 roku, to po raz pierwszy ukazał się na podwójnym CD dopiero w 2013 roku pod egidą Eagle Records. Było również DVD i winyle w różnych kolorach wypuszczone przez Back On Black z okazji Record Store Day. W 2020 ear music postanowili odświeżyć koncertówkę i ponownie sięgnęli po „Black Masquerade” wypuszczając ją w formacie dwóch CD oraz trzypłytowego, numerowanego winyla w kolorze zielonym.

Odnoszę jednak wrażenie, że to wznowienie wcale nie było potrzebne, a przynajmniej nie w takiej formie. Po pierwsze podwójne CD zostało upchane w digipacku, w którym jest miejsce na… jeden kompakt. Całe opakowanie wygląda zresztą tanio i anachronicznie. Można było śmiało nieco odświeżyć i podrasować design płyty, który poza kilkoma mało istotnymi dla całości zmianami wygląda tak samo jak ten z 2013 roku.

Druga sprawa to kiepskie brzmienie: zimne, szorstkie i surowe, oczywiście w negatywnym znaczeniu. O ile da się znieść jeszcze gitarę Blackmore’a wyciągniętą na pierwszy plant, to już głos Doogiego White’a zdaje się dobiegać jakby z puszki, a całość sprawia wrażenie nagrania bootlegowego zarejestrowania nie najlepszym sprzętem - może i nic tu nie syczy czy trzeszczy, ale dźwiękowi wyraźnie brak mięsistości i soczystości.

Źle się tego słucha, brzmienie drażni i całości nie ratują naprawdę spektakularne popisy Ritchiego Blackmore’a, pięknie rozśpiewana publiczność choćby w podrasowanym motywem z „Black Night” Deep Purple utworze „Long Live Rock ‘n’ Roll”, klasycystyczne partie klawiszy Paula Morrisa z czasem nabierające bardziej kosmicznego soundu, które dostały własny fragment podpisany tytułem „Keyboard Solo” czy fantastyczna solówka perkusyjna Chucka Burgi w coverze The Yardbirds „Still Im Sad”. Są na tym koncercie instrumentalne momenty przyprawiające o ciarki, ale cóż z tego, skoro czerpanie z nich radości utrudnia płaski sound.

Znaczna część materiału to utwory z opublikowanego w tamtym okresie „Stranger in Us All” (1995), jak do tej pory ostatniego albumu Rainbow. Krążka wydanego zresztą nieco na siłę, bo w celu wypełnienia kontraktu z BMG. Blackmore był po definitywnym rozstaniu z Deep Purple i według umowy miał nagrać dla BMG jeszcze jeden rockowy krążek, postanowił więc reaktywować Rainbow. Prócz tego na „Black Masquerade” znalazły się klasyki „Man On The Silver Mountain” i “Temple Of The King” czy szlagiery z repertuaru Deep Purple: jak zwykle rozciągnięty w czasie „Smoke On The Water”, „Perfect Strangers” oraz „Burn”.

Trochę szkoda tej płyty, bo zespół jest wyraźnie w świetnej formie, hard rockowe korzenie muzyków dają o sobie znać zadziornymi, pikantnymi fragmentami nawet pomimo nieco plastikowego wokalu White’a, który jakby starał się być niegrzeczny na siłę, coś w stylu posiadających ogromne możliwości głosowe ale cierpiących na totalny brak charakteru wokalistów Axel Rudi Pella. Pieprzny hard rock skrzył się więc ze sceny w Dusseldorfie jak trzeba, tam musiał być ogień, szkoda, że ten w naszych domach został tak przytłumiony i wyraźnie brak mu dobrego producenta, który wyciągnąłby z archiwalnych taśm trochę tłuszczu i soków.