Agnieszka ‘Djatri’ Kural

Wywiady
2011-01-21
Agnieszka ‘Djatri’ Kural

Basistka z Krakowa, studiuje gitarę basową na Akademii Muzycznej w Katowicach. Aktywnie działa w środowisku muzycznym biorąc udział w wielu różnych projektach... Wojciech Wytrążek: Skąd wzięło się Twoje zainteresowanie gitarą basową, instrumentem według obiegowej opinii bardzo męskim, wymagającym długich palców i silnych dłoni. Jak doszło do tego, że grasz na basie?

Agnieszka Kural: Bas nie jest moim pierwszym instrumentem, ale pierwszym na poważnie. Jako dziecko grałam na fortepianie. W wieku pięciu lat rodzice zapisali mnie do ogniska muzycznego, ale to był ich wybór i mnie, jako dziecku, nie za bardzo się to podobało. Trochę się zmuszałam, potem dali mi spokój. Teraz z perspektywy czasu jestem im wdzięczna, bo mi to bardzo dużo dało, nawet mimo tego że przez dłuższy czas nie miałam kontaktu z instrumentem.

WW: Kiedy wróciłaś do grania?

AK: Mając piętnaście lat miałam dwuletnią przygodę z gitarą elektryczną, później znów przestałam i dopiero w wieku dwudziestu lat zaczęłam grać na basie. Basówka to był przypadek. W domu kultury w Krakowie były zajęcia z gitary basowej i miałam to szczęście, że trafiłam na basistę, a także kontrabasistę - Romka Ślazyka. Rzadko się zdarza, żeby taki muzyk, który aktywnie koncertuje, miał czas, by uczyć w domu kultury. Zgodził się mnie uczyć i zupełnie nie obchodziło go, czy na basie gra kobieta czy mężczyzna - miało być zagrane dobrze. Tak się zaczęło.

WW: Czyli jednak nie ma w życiu przypadków?

AK: Teraz muszę przyznać, że nie ma. Te wydarzenia przyniosły ogromne plony. Później wybrałam się do Akademii Muzycznej chcąc jedynie zobaczyć, czego tam wymagają i jak wyglądają egzaminy. Udało mi się tam dostać.

WW: Poszłaś do Akademii Muzycznej zaraz po maturze?

AK: Nie. Ciężko byłoby się dostać grając rok na basie. Ukończyłam trzeci rok i niedługo będę bronić dyplomu. Okazało się, że wśród basistów na swoim roku jestem najmłodsza.

WW: Jakie są Twoje muzyczne inspiracje? Których basistów cenisz?

AK: Nie koncentruję się jedynie na basistach, lubię słuchać różnych rzeczy, ale od dłuższego czasu moją basową inspiracją jest Esperanza Spalding - kontrabasistka, wokalistka, kompozytorka; co ciekawe - najmłodsza w historii profesor na Berklee College of Music. Potrafi jednocześnie śpiewać bardzo emocjonalnie i znakomicie grać na kontrabasie. Oprócz niej do mojej prywatnej czołówki należą: Tony Levin, Les Claypool, Yves Carbonne, Geddy Lee.

WW: Podchodzisz do gry bardzo poważnie, studiujesz grę na gitarze basowej w Akademii Muzycznej. Na ile podstawy akademickie i zgłębianie jazzu pomagają w graniu muzyki eksperymentalnej?

AK: Bardzo pomagają! Jazz uczy nieszablonowego podejścia, otwiera oczy i uszy. Warto go poznać przynajmniej trochę - nawet jeśli w życiu chcemy grać zupełnie coś innego. Jak to mówią „Nawet jeśli nie jesteś muzykiem, to jazz go z ciebie zrobi”.

WW: Czy uważasz, że słuchanie jazzu i samodzielne ćwiczenie może zrobić z kogoś muzyka czy potrzebny jest nauczyciel?

AK: Znam wielu muzyków, którzy są samoukami i grają bardzo dobrze. Jeśli chodzi o mnie, to gdyby na samym początku nie pojawiła się osoba, która pokazała mi wiele rzeczy. Nie chodzi tylko o ćwiczenia techniczne, ale przede wszystkim o to, co jest w głowie – jakie trzeba mieć nastawienie do grania. Gdyby takiej osoby nie było, zrozumienie wielu rzeczy zajęłoby mi więcej czasu. Angażujący się nauczyciel bardzo ułatwia rozwój, oczywiście o ile jest to osoba, która umie i lubi uczyć. Każdemu polecam, by na początku miał nauczyciela, później można radzić sobie samemu, ale zaczynać warto z kimś.

WW: Dobry nauczyciel motywuje – miałem szczęście tego doświadczyć. A uczelnia?

AK: Uczelnia muzyczna sama w sobie jest jedną wielką motywacją - wszędzie wokół widzisz kolegów, którzy bardzo dobrze grają, więc sam masz ochotę ćwiczyć coraz więcej.

WW: Jak traktują Cię inni basiści (faceci)? Podchodzą z respektem, powątpiewaniem czy niepewnością?

AK: Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie zwracają uwagi, ale dla wielu z nich sam fakt, że jestem kobietą-basistką to drugorzędna sprawa. Najczęściej podchodzą pogratulować koncertu, zapytać o moją gitarę, lub po prostu porozmawiać jak basista z basistą. Z „powątpiewaniem” spotkałam się głównie ze strony jakichś dzieciaków; ci doświadczeni i grający podchodzą z szacunkiem. Zwłaszcza, że sama noszę swój wzmacniacz!

WW: Skoro o tym wspomniałaś, to porozmawiajmy chwilę o sprzęcie. Na scenie można Cię zobaczyć z pięknym 5-strunowym Nexusem.

AK: To jest Nexus Medusa, na którym mogę grać dzięki lutnikowi, Jackowi Kobylskiemu, który ją dla mnie zrobił. Ta gitara wszędzie przyciąga uwagę, a mnie od razu urzekła brzmieniem - ogromny zapas dołu, ale też i selektywna, śpiewna góra. Jako wzmacniacza używam heada modułowego Markbass MoMark 600 i kolumny STD 102 Markbass.

WW: W jaki sposób ćwiczysz? Jak przygotowujesz się do koncertów?

AK: Ćwiczenie ma sens, kiedy jest regularne, dlatego staram się codziennie poświęcić na to czas. Na początek gamy, pasaże, różne ćwiczenia rytmiczne i techniczne, np. tapping lub po rozgrzewce ćwiczenia na szybkość. Ćwiczę też czytanie nut a vista.

WW: Masz jakieś ulubione ćwiczenie?

AK: Bardzo lubię grać utwory Jana Sebastiana Bacha. Suity wiolonczelowe świetnie nadają się na basówkę.

WW: Robisz transkrypcje sama czy korzystasz z książek? AK: Mam książki z transkrypcjami, ale wszystko da się ułożyć po swojemu i często lepiej. Bardzo dużo uczę się robiąc to samodzielnie, bo wtedy trzeba więcej myśleć niż czytając gotowe nuty. Na przykład kiedy kończy się gryf i trzeba coś z tym zrobić. Chodzi o to, żeby dało się to zagrać i żeby dobrze brzmiało, bo przecież nie wszystkie rejestry są ciekawe. Te same dźwięki w różnych pozycjach na gryfie brzmią inaczej. WW: Dlaczego akurat Bach?

AK: Uważam, że to pierwszy jazzman w historii. Trzeba to grać, bo to jest dobra muzyka. Poza tym jego utworów jest bardzo dużo.

WW: Rzeczywiście takie transkrypcje można robić do emerytury. Jednak na koncertach grasz zupełnie inny repertuar – nie klasyczny, często też nie jazzowy. Jak w tym przypadku wygląda ćwiczenie?

AK: Jeśli chodzi o przygotowanie do koncertów, podstawą jest dobre opanowanie pamięciowe materiału - żeby na scenie już się nad tym nie zastanawiać, tylko skupić na dobrym brzmieniu.

WW: Nad czym ostatnio pracowałaś?

AK: W 2010 roku ukazały się debiutanckie płyty dwóch moich zespołów. Pierwszy to Ms. No One – dwie dziewczyny, dwóch facetów – jest tam trochę trip-hopu, trochę rocka w stylu Radiohead, trochę spokojnych dźwięków. Płyta nazywa się The Leaving Room, premiera odbyła się 20 września. Natomiast w kwietniu wydajemy płytkę z remiksami. Drugi to rockowy Seven Nation Army – epka była na rynku od czerwca 2010, a płyta ukaże się w tym roku. Najbliższe miesiące to głównie koncerty. Współpracuję również z bluesowo-rockową wokalistką, Kariną Kumorek, z którą planuję nagrać swój autorski materiał. Zaczęłam też grać z Markiem Jackowskim i zespołem The Goodboys oraz z hard-rockowym Snakegarden.

WW: Seven Nation Army to skład mieszany, również ze względu na wiek. Jak się wam pracuje?

AK: Ważne jest żeby się rozumieć a ile kto ma lat to sprawa drugorzędna. Wiek to stan umysłu. W tym składzie dwóch gości jest po czterdziestce, dwie wokalistki mają po około dwadzieścia jeden lat. Ja jestem gdzieś po środku – świetnie się dogadujemy.

WW: Oby tak dalej! Dziękuję za rozmowę i życzę Ci powodzenia!

AK: Również bardzo dziękuję.

Więcej informacji: www.myspace.com/basistka www.facebook.com/basistka