Wywiady
Jennifer Batten

Po 30 latach życia w trasie wciąż ma apetyt na więcej. Mimo napiętego grafiku koncertowego znalazła czas, aby spotkać się z nami, porozmawiać o swoich muzycznych dokonaniach i dać nam kilka cennych gitarowych rad...

2020-03-17

Jennifer Batten może być spokojna o liczbę mil lotniczych zbieranych w programach lojalnościowych dla podróżujących. Jej kalendarz na najbliższe miesiące nie ma właściwie pustych miejsc. Artystka prowadzi warsztaty, gra solowe koncerty i angażuje się w projekty upamiętniające twórczość Michaela Jacksona, z którym na przełomie lat 80. i 90. spędziła w trasie przeszło 10 lat.

„To prawda. Robiłam w życiu wiele rzeczy” – przyznaje Jennifer, gdy się spotykamy – „Nigdy właściwie nie wiem, co może mnie spotkać kolejnego dnia, gdy obudzę się rano i sprawdzę pocztę. Czasami jedna krótka wiadomość wystarczy, żeby mój grafik wypełnił się o kolejnymi miesiącami ciekawych zajęć.”

Ktoś, kto nieustannie podróżuje po świecie musi zwracać uwagę na charakterystykę sprzętu zabieranego na pokłady kolejnych samolotów. Bardzo zaimponowała nam wiedza na temat wagi urządzeń, które towarzyszą Jennifer podczas koncertów. „(…) za przykład niech posłuży pedał głośności Boss FV-50. Urządzenie waży dokładnie 453 gramy. Jest wykonane z plastiku więc jeśli coś się zepsuje, po prostu kupuję sobie nowe. Kiedy dużo podróżujesz znajomość wagi sprzętu ma kluczowe znaczenie!”

Podczas jej warsztatów, gitarzyści zawsze mogą liczyć na opowieści o traumatycznych przeżyciach z tras koncertowych, wśród których często pojawiają się zniszczone gitary, zagubione bagaże i długie godziny spędzane w samolotach. Na szczęście przepełnione stresem i zmęczeniem opowieści z trasy to tylko niewielki dodatek do wspaniałych lekcji bazujących na imponującym doświadczeniu gitarzystki. „Trzy lata temu stworzyłam serię zajęć pod szyldem ‘Samodzielność Współczesnych Muzyków’. To 20-minutowe wystąpienia, które były odpowiedzią na ogromną niewiedzę, z którą często spotykałam się u moich uczniów. Stwierdziłam, że warto ruszyć z czymś takim w trasę dlatego zabrałam ze sobą mojego przyjaciela i przez 6 tygodniu podróżowaliśmy od miasta do miasta robiąc warsztaty dla Fishman Triple- Play plus moje seminaria. Włożyłam w to naprawdę dużo wysiłku. Każda klinika trwała 4 godziny, a i tak trudno było upchnąć tam całą wiedzą, którą chciałam przekazać.”

Magazyn Gitarzysta: Jakie tematy najczęściej podejmujesz na swoich zajęciach?

Jennifer Batten: W wielu miejscach sporo czasu poświęcałam na instrukcje związane z obsługą programu komputerowego „Transcribe!”, który stworzyła firma Seventh String Software. Myślę, że spokojnie mogłabym już założyć kościół wyznawców tego narzędzia. Kiedy lecę na drugi koniec świata i mam grać z zespołem, którego nie znam wymieniamy się plikami i dużo rozmawiamy na temat kompozycji. Niestety pierwsze próby szybko pokazują, że to nie wystarcza. Właśnie dlatego rekomenduję wszystkim program, który pozwala zapętlać fragmenty utworów, zwalniać tempo, uruchamiać tryb karaoke lub wyłączać poszczególne instrumenty. Pokazuję to narzędzie, gdzie tylko się da, bo „Transcribe!” naprawdę ułatwia pracę.

Czy seminaria potrafią zmęczyć bardziej niż koncerty?

W ubiegłym roku po raz pierwszy uczestniczyłam w kilkudniowych warsztatach Schorndorfer Gitarrentage, które odbywały się w Niemczech. Było naprawdę intensywnie. Przez pięć dni pracowałam z tą samą grupą uczestników, odpowiadałam na pytania i cały czas coś pokazywałam. Warsztaty trwały od rana do nocy, z kilkoma krótkimi przerwami. Pomimo zmęczenia, wieczorem szliśmy jeszcze na koncerty, gdzie występowali poszczególni nauczyciele. Trudno było upchnąć to wszystko w jednej dobie, a trzeba było jeszcze przecież znaleźć czas na spanie.

Czy prowadzisz takie warsztaty w szkółkach gitarowych lub na festiwalach?

Robiłam warsztaty dla szkół. Były one przeznaczone przede wszystkim dla entuzjastów 6 strun, ale pojawiali się tam również inni muzycy, w tym wokaliści. Jako gitarowy nerd musiałam wówczas ograniczać pogadanki na temat mojego ukochanego instrumentu. Filozofowałam więc na temat muzyki bez koncentrowania się na mojej specjalizacji, a ludzie zawsze pytali o moje przygody z trasy. Podróż była zresztą jednym z modułów 4-godzinnych seminariów o których wspominałam wcześniej. Mam w tym temacie spore doświadczenie, więc mogę bez końca mówić o tym, na co można się przygotować, a czego nie da się nigdy przewidzieć.

Jeśli chodzi o gitarowe festiwale, w ubiegłym roku odwiedziłam Larvik Guitar Festival w Norwegii. To była przepiękna impreza, na której pojawił się również Paul Gilbert. Festiwale zawsze dają mi możliwość zawierania nowych znajomości i poznawania gitarzystów, o których wcześniej nie słyszałam. Tak było z Clivem Carrollem. Nigdy wcześniej nie miałam okazji zapoznać się z jego twórczością, ale po spotkaniu w Norwegii z miejsca zostałam jego fanką.

Jakie pytania zadają ci najczęściej uczniowie?

Myślę, że ludzie najczęściej pytają o to jak to jest grać z Michaelem Jacksonem. Często chcą też wiedzieć, jak wyglądało moje przesłuchanie do jego zespołu. To o tyle zabawne, że podczas gitarowych warsztatów bardziej interesującym tematem do rozmów jest przecież Jeff Beck, z którym również miałam przyjemność grać. Niestety zamiast pytań o sposoby na pisanie piosenek, najczęściej odpowiadam na dość powierzchowne pytania, które słyszałam już milion razy.

Tęsknisz za ogromnymi trasami koncertowymi z Michaelem Jacksonem i Jeffem Beckiem?

Na pewno brakuje mi udogodnień, które towarzyszyły koncertom granym z Michaelem. Jedyne o czym musiałam pamiętać to spakowanie walizki. Następnym miejscem, w którym ją widziałam był już kolejny hotel. Trzeba pamiętać o tym, że trasy Michaela były jednymi z najdroższych w historii. Przez półtora roku nie zmieniłam samodzielnie nawet jednej struny. Czułam się jak na wakacjach za które ktoś mi płacił. Po 30 latach jeżdżenia po świecie doszłam jednak do wniosku, że najlepiej czuję się w domu. Kiedy ktoś mnie pyta, gdzie chciałabym pojechać zawsze wskazuję na moje rodzinne strony. Możliwość przebywania w domu to dla mnie najlepsze wakacje. Zwiedziłam tyle różnych miejsc, że nie ekscytuję się już tak bardzo zagranicznymi wyjazdami. Koncertowanie z Michaelem pozwoliło mi zwiedzić niemal każde miasto na świecie. Występowaliśmy 2 lub 3 razy w tygodniu, a w pozostałe dni mieliśmy czas wolny. Pamiętam, że pierwsze podróże do Europy zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Po lądowaniu na lotnisku wsiadaliśmy do autobusu, który wiózł nas do hotelu i nikt tak naprawdę nie wiedział, co zobaczymy po drodze. Gdy ujrzałam Koloseum zaniemówiłam. Żadne zdjęcie nie oddaje ogromu tego miejsca. Miałam wówczas kilka godzin, żeby pospacerować dookoła amfiteatru i porozmyślać na temat historii tego miejsca.

Musiałaś dostosować swoje instrumentarium do niekończących się podróży. Jakie rozwiązania sprawdzają się u ciebie najlepiej?

Muszę powiedzieć, że nigdy wcześniej nie byłam bardziej zadowolona ze swojego brzmienia. Od 25 lub nawet 30 lat towarzyszył mi sprzęt Digitecha. Robiłam dla nich wiele warsztatów i bardzo dobrze znałam te urządzenia. Były kompaktowe, mieściły się w walizce i dokładnie wiedziałam, czego mogę się spodziewać po ich cyfrowym brzmieniu. Wszystko zmieniło się, gdy odkryłam Amp1 od BluGuitar. Nagle okazało się, że bez problemu mogę wyczyścić przesterowany kanał skręcając gałkę głośności w gitarze. Czegoś takiego nigdy nie miałam w urządzeniu cyfrowym. Dzięki temu zaczęłam więcej korzystać z różnych pickupów, bo ich niuanse są nareszcie słyszalne. Końcówka mocy w Amp1 napędzana jest przez nanolampę, która daje charakterystyczne soczyste brzmienie.

Czyli jedyne o co musisz poprosić w riderze to odpowiednia kolumna?

Standardem jest obecnie Marshall 4x12, ale jeśli mam taką możliwość, wybieram kolumny 1x12 lub 2x12. Te głośniki znacznie lepiej sprawdzają się podczas moich solowych koncertów. 4x12 to już za dużo, a poza tym żal mi ludzi, którzy muszą dźwigać tę kolubrynę. To wyjątkowo nieporęczny sprzęt i trudno zmieścić go w samochodzie, szczególnie jeśli podróżujemy całym zespołem. W domu gram na dwóch różnych głośnikach od BluGuitar. Jeden to Nanocab 1x12, który waży zaledwie 10 kg. Drugi model – Fatcab – jest nieco cięższy, ale oferuje więcej dołu. Korzystam z obu, ale na próbach zawsze stawiam na lekką konstrukcję Nanocab.

Opowiedz coś więcej o koncertach z zespołami, które upamiętniają twórczość Michaela Jacksona.

W ciągu ostatnich lat powstało wiele nowych projektów o takim charakterze. Dostałam kilka propozycji i w ten sposób od trzech lat jestem zaangażowana w przedsięwzięcie o nazwie „King Of Pop [The Legend Continues]”. Projekt od początku współtworzyli wspaniali muzycy, ale najbardziej cieszyłam się z perkusistów grających w stylu funky. To robi ogromną różnicę. Wiem co mówię. Granie Jacksona bez osób, które mają funk we krwi to prawdziwa tortura! Udział w takich projektach dostarcza mi sporo frajdy. Znam te utwory od podszewki więc nie muszę tracić czasu na naukę materiału. Na koncertach nigdy nie może zabraknąć „Beat It” i „Billie Jean”. Oprócz tego członkowie zespołu wybierają swoje ulubione numery, dzięki czemu nigdy nie narzekamy na nudę.

Planujesz kolejne solowe wydawnictwa?

Nie mam chyba motywacji do tego, żeby robić kolejne solowe płyty. Skończyły się już czasy, w których ktoś wykładał kasę na stół i inwestował w muzykę. Ostatnie wydawnictwo pochłonęło 10 tysięcy dolarów na profesjonalny miks i mastering. Boję się pomyśleć, ile kosztowałby mnie ten album, gdybym nie nagrywała wszystkiego w domu. Wciąż jednak komponuję dużo muzyki dla innych. Ludzie przysyłają mi ścieżki, a ja pracuję u siebie. Kiedy tego nie czuję, wychodzę z domu, idę do kina i robię inne przyjemne rzeczy. Po kilku dniach wracam do projektu z nową energią. Pracuję bez pośpiechu i odsyłam gotowe utwory dopiero, gdy jestem w pełni zadowolona z efektów.