Wywiady
Yvette Young (Covet)

Pochodzi z San Jose w Kalifornii, gdzie na stanowym uniwersytecie studiowała sztuki piękne – Yvette – gitarzystka znana z zespołu Covet oraz setek klipów na YouTube opowiada nam o swoim gryfie marzeń, kreatywności rodzącej się poza strefą komfortu i zaletach życia w sieci…

2020-07-14

Magazyn Gitarzysta: Czy to prawda, że zanim rozpoczęłaś swą przygodę z gitarą, uczyłaś się gry na pianinie?

Yvette Young: Tak, uczyłam się grać na pianinie, a także na skrzypcach i jestem losowi bardzo wdzięczna, że tak się stało. Pozwala mi to spojrzeć na gitarę w zupełnie świeży sposób – to właśnie z pianina wziął się ten oburęczny tapping, bo starałam się grać jednocześnie głosy niemożliwe do uzyskania za pomocą standardowej techniki. I tak jak na klawiaturze, stosuję krzyżowanie i przechodzenie rąk za siebie – to znaczy prawa ręka może zejść niżej i grać nuty basowe, a lewa melodię w górze. Wszystko zależy od tego co akurat słyszę w swojej głowie – potem siedzę godzinami i próbuję rozwiązać zagadkę: jak ja właściwie mam to zagrać.

Gra na innych instrumentach rozwinęła także mój słuch i pozwoliła na zabawę z polifonią. Uwielbiam muzykę o takich złożonych formach i fakturach, w której dzieją się różne rzeczy na równoległych planach. Mistrzowską epoką pod tym względem był barok, wyobraź sobie – na przykład sześć niezależnych głosów prowadzonych jednocześnie. Szaleństwo!

W jaki sposób komponujesz? Opierasz się na teorii, czy szukasz raczej melodii intuicyjnie?

Wszystko robię na słuch, starając się unikać standardowych boksów i układów akordów. Kompletnie nie myślę o teorii, starając się raczej wsłuchać w swoje wnętrze. To coś jak rozpisywanie riffu czy solówki ze słuchu – z tą różnicą, że ja słucham samej siebie, a potem próbuję to zagrać na gitarze. Dużą rolę grają tu alternatywne stroje gitary – nie można się oprzeć na ogranych, dobrze znanych kształtach, trzeba szukać i eksplorować nowe, nieznane terytoria.

Jest w tym jednak pewien pierwiastek kreatywny, związany z koniecznością rozwiązywania problemów i pokonywania ograniczeń. Czasem znajdujesz to czego szukasz od razu, czasem musisz popracować nad tym kilka godzin, ale są też pomysły, nad którymi pracuję już od roku i nadal nie zbliżyłam się do tego, co chciałabym usłyszeć. Granie muzyki to wielka przygoda i cieszę się, że jest tyle możliwości, bo to oznacza, że ta zabawa nigdy się nie skończy i nigdy się tym nie znudzę.

Ale jak dokładnie przebiega proces komponowania? Słuchasz samej siebie i… co się dzieje dalej?

Słucham melodii, które przewijają się nieustannie w mojej głowie. Kiedy już jakaś mi się spodoba, śpiewam ją sobie. Potem szukam tych dźwięków na gitarze. Następnie skupiam się na harmonii w ten sam sposób – słucham co mogłoby do tej melodii pasować, co sprawi, że będzie ciekawsza. Śpiewam sobie te głosy harmonii po kolei i znajduję je na gitarze. To dość długi proces, ale kiedy kończę komponować, znam już wszystko na pamięć i wiem jak to zagrać.

Sygnowany model Yvette - Ibanez YY10 w wykończeniu Slime Green Sparkle prezentowany na zimowych targach NAMM 2020

Masz nową sygnowaną własnym nazwiskiem gitarę firmy Ibanez… Dlaczego Talman?

Podczas NAMM Show grałam demo na jednej z ekspozycji, ale nie czułam się pewna jeśli chodzi o gitarę – był to Strandberg, którego miałam tam w rękach po raz pierwszy. Czułam się jakbym próbowała biec pod wiatr. Zdesperowana poszłam pogadać do ekipy Ibaneza, a oni od razu dali mi Talmana Sunburst z trzema singlami i mostkiem tremolo w stylu vintage. Zagrałam na nim swój pokaz i wszystko poszło gładko, od razu poczułam się jakbym biegła z górki – może dlatego, że miałam już wcześniej podobnego Talmana, ale z konfiguracją Tele i stałym mostkiem. Klonowy gryf, wykończony satynowo, był mega wygodny.

Po wszystkim poszłam oddać gitarę chwaląc ją jak bardzo inspirująca była, a Mike Orrigo z AR Ibaneza po prostu dał mi ją w prezencie. Okazało się potem, że na tej właśnie gitarze gram i komponuję najczęściej, dlatego to ona stała się podstawą pod moją sygnaturę.

Co Ci się podoba w tej gitarze?

Przede wszystkim kształt – jest unikalny i nie jest to kopia żadnego konkretnego modelu jak Strat czy Tele. To po prostu „Talman”. Ale niuansem, który naprawdę przekonał mnie do tego modelu jest gryf – po prostu idealny dla kogoś z mniejszą dłonią. Ma mniejszą szerokość (41 mm) i bardzo wygodny profil z tyłu. Pamiętam, że kiedy wzięłam tę gitarę do ręki po raz pierwszy pomyślałam od razu: „To jest właśnie taki gryf, jaki chciałabym mieć”. Lubię także konfigurację pickupów SSS – brzmienie ma tę słynną ‘fenderowską’ szklankę. Co ciekawe, grałam kiedyś na Ibanezie RG, ale to kompletnie nie był mój rodzaj gitary. Talman nie jest gitarą typu metal/shred i dużo łatwiej jest mi się z nim identyfikować.

 

À propos pickupów – co masz tu na pokładzie?

Jest to set singli Seymour Duncan Five-Two – jak słyszałam, opracowanych dla muzyków sesyjnych z Nashville. Chodziło o to, by złagodzić wysokie pasma strun wiolinowych, ale zachować czystość i definicję basów. Rozwiązaniem okazało się zastosowanie dwóch rodzajów magnesów – stąd nazwa tych przystawek. Pod strunami E1-B2-G3 są magnesy Alnico 2, a pod strunami D4-A5-E6 magnesy Alnico 5. Pickupy idealnie współpracują z moim wzmacniaczem VOX AC10.

Byłam bardzo pozytywnie zaskoczona, bo przy lżejszym ataku mogę grać czystą barwą, ale kiedy przywalę mocniej, dźwięk się naturalnie przesterowuje. To jest właśnie dynamika, jakiej oczekuję od dobrych przystawek, niezależnie od tego czy gram z efektami czy bez. Nie używam kostki i ważne jest dla mnie, aby przy mocniejszym szarpnięciu gitara reagowała odpowiednio. Chcę aby gitara była przedłużeniem mojego ciała. Kiedy grałam na pickupach aktywnych, nie czułam tego – mogłabym to porównać do gry na keyboardzie, który nie ma ważonej klawiatury.

Myślę, że przystawki typu single-coil są o wiele bardziej dynamiczne od humbuckerów. Dają szersze spektrum brzmieniowe. Jednocześnie przez to, że są bardziej transparentne, nie wybaczają błędów, nie ma się za czym schować. Gram sporo na przetworniku pod gryfem i środkowym – włączając w to międzypozycje – ale kiedy stosuję efekty, częściej włączam pickup pod mostkiem. Wszystko zależy od kontekstu i barwy, jaka pasuje do konkretnego kawałka.

Mówisz o zaletach pasywnych singli, ale w przeszłości używałaś przystawek EMG…

Tak, moje nazwisko było wśród artystów tej marki. Z dzisiejszej perspektywy było to dość dziwne połączenie. Nie mówię, że są to złe pickupy, bo nie są – po prostu nie bardzo pasują do tego w jaki sposób gram i komponuję. Czuję jednak, że te doświadczenia były mi potrzebne. Musiałam się sporo nauczyć, a raczej zrozumieć, czego właściwie potrzebuję. Znaleźć elementy, które będą mnie inspirować. Pewne rzeczy rezonują z tobą mocniej, inne wcale. I nie znaczy to, że jakiś instrument jest zły, po prostu tak już jest. W moim przypadku Talman był kluczem do olśnienia – wcześniej nie grałam na konfiguracji SSS, podobał mi się twang Tele. Okazało się, że na trzech singlach, z wszystkimi tymi opcjami oferowanymi przez pięciopozycyjny przełącznik, gram i komponuję najchętniej.

 

Gitara nie jest strojona fabrycznie w standardowym stroju E, niektórych gitarzystów może to zdziwić.

Zgadza się, po prostu od dawna nie gram w standardowym stroju i sygnatura to odzwierciedla. Obecnie mam założony set strun 11-52 (dokładnie 11-14-18-30-42- 52), a strój od góry do dołu to: E-A-G-C-A- -F. Na początku grałam tak jak wszyscy, na normalnie nastrojonej gitarze, ale był jeden problem – cokolwiek robiłam, brzmiałam tak jak wszyscy. Dlatego postanowiłam trochę zamieszać i poeksperymentować z przestrajaniem strun, żeby móc uzyskać to co słyszałam w swojej głowie. Grałam już w wielu różnych strojach alternatywnych, ale w końcu wyewoluował z tego ten jeden konkretny, którego teraz używam. Oczywiście nadal przestrajam czasem pojedyncze struny półton czy dwa, w górę lub dół – wszystko zależy od potrzeby chwili.

Ludzi to czasem przeraża, bo patrząc na to jak gram nie mogą sobie tego łatwo poukładać i zaszufladkować. Jest to jakieś nieznane im terytorium. Mnie ekscytuje to, że nie muszę się z nikim porównywać. Nigdy nie patrzę czego muszę się nauczyć grać, żeby ktoś inny to docenił. Gram po prostu swoje rzeczy i tym się bawię. Zachęcam też do tego swoich uczniów. Mówię im: wyjdźcie ze swojej strefy komfortu, wytrąćcie samych siebie z tego wygodnego stanu równowagi, który daje poczucie bezpieczeństwa, ale i stagnację. Człowiek jest bardziej kreatywny, gdy musi walczyć, rozwiązywać problemy i szukać sposobów, aby to wszystko działało. To wtedy przychodzą do głowy najlepsze pomysły i muzyka nie jest tu wyjątkiem.

Masz jakieś informacje zwrotne z rynku w temacie swojego sygnowanego modelu?

Tak, dociera do mnie mnóstwo komentarzy i cieszy mnie, że ludziom się podoba. Często słyszę: „Wow, nigdy nie podobały mi się Talmany, dopóki nie zobaczyłem twojego!”. Okazało się, że wiele osób narzekało na zbyt małą ilość dostępnych kolorów. Dla mnie to zaskakujące jak wiele opinii i decyzji opiera się na estetyce, a nie stronie czysto użytkowej. Jeśli chodzi o mnie, mogę grać na gitarze w dowolnym wykończeniu, ale na swoją sygnaturę wybrałam ten skrzący się w świetle żółto-zielony brokat. Wygląda to wprost genialnie na scenie, kiedy zaczyna się gra świateł.

Żyjemy w czasach, w których coraz więcej rzeczy dzieje się w Internecie – to źle czy dobrze?

Żyjemy i to samo w sobie jest dobre. Kropka. Czasy zawsze się zmieniają, tak już jest. Obecnie coraz większy nacisk kładziony jest na obecność w sieci – ludzie coraz rzadziej chodzą na koncerty w realu. Staram się szukać pozytywów w każdej sytuacji więc widzę, że Internet pozwala nam być sobą i tworzyć muzykę dla czystej frajdy. Jeśli ma się tylko jakiś pomysł, można go upublicznić tak łatwo jak nigdy wcześniej. Trzeba robić się to co się kocha i zachowywać przy tym szczerość, wówczas można dotrzeć do ludzi na całym świecie, którzy to docenią i nie jest się uzależnionym od jakichkolwiek korporacji, takich jak wielkie wytwórnie, rozdające niegdyś karty. Technologia zapewnia także nieograniczony dostęp do nowych źródeł inspiracji – jest jeszcze tyle muzyki do odkrycia!