Wywiady
Mark Tremonti i Myles Kennedy (Alter Bridge)

Mark Tremonti i Myles Kennedy opowiadają o sekretach unikalnego brzmienia Alter Bridge…

2020-08-25

Niewiele współczesnych zespołów może pochwalić się gitarowym duetem, który potrafi współpracować z taką płynnością jak Mark Tremonti i Myles Kennedy. Podczas naszej rozmowy, panowie wielokrotnie podkreślali, że kompozycje z najnowszej płyty bardzo często tworzyli osobno, ale nigdy wcześniej nie mieli takich trudności z określeniem co jest czyją zasługą, gdy piosenki były już gotowe. Ten sam problem miał producent ich najnowszego wydawnictwa, Michael „Elvis” Baskette. Człowiek, który pracował z Alter Bridge przy pięciu z sześciu dotychczas wydanych albumów, również nie potrafił rozpoznać, który z gitarzystów przynosił do studia konkretne utwory.

„Był przekonany, że ‘Tear Us Apart’ to kawałek Mylesa, a ‘In The Deep’ mój” – wspomina z rozbawieniem Mark. – „Myślę, że im więcej muzyki z kimś tworzysz, tym bardziej wasze style zaczynają się nawzajem przenikać. Z każdą kolejną płytą czujemy się ze sobą coraz bardziej komfortowo i wybieramy takie rozwiązania, które sprawdzają się najlepiej, z perspektywy całego zespołu.”

„Przy kolejnym krążku zaczniemy się tak samo ubierać” – dodaje ze śmiechem Myles. – „Na następnej trasie koncertowej na bank zacznę nosić kolczyki. Nie jestem jednak przekonany, czy pozwolę sobie na obcięcie włosów. Moja głowa ma naprawdę dziwny kształt. A mówiąc zupełnie serio, nasze pomysły połączyły się w jedną wielką bestię. Nigdy wcześniej nie mieliśmy takich problemów z rozróżnianiem tego, kto za co odpowiadał!”

Nasza dwugłowa bestia miała jeszcze wiele do powiedzenia na temat pisania piosenek, techniki gry na gitarze i pracy w studiu. Oto jak działa jeden z najważniejszych gitarowych duetów współczesnego hard rocka…

EKLEKTYCZNE ZAPĘTLANIE

O tym jak piosenki z „Walk the Sky” zainspirowały loopy perkusyjne z YouTube’a…

Mark: Podczas pracy nad naszą ostatnią płytą, eksperymentowałem z wieloma różnymi patentami na wyciąganie z muzyki określonych emocji. Na YouTube nie brakuje rewelacyjnych podkładów perkusyjnych. Pisałem więc riffy, wybierałem dla nich odpowiednie tempo, a potem szukałem gotowych loopów pod które mógłbym zagrać. Jest tego pełno – od prostych uderzeń przez ciężkie metalowe bębnienie, aż po hip-hopowe beaty, w których stosowane jest zupełnie inne podejście niż to, które wykorzystujemy w muzyce rockowej.

Zależało mi na tym, żeby korzystać ze wszystkiego, co pozwala mi dotrzeć do nowych brzmień. To wtedy zakochałem się w pętlach spod znaku synthwave. Moje poszukiwania pozwoliły mi bardziej otworzyć umysł. Nie chciałem robić zwykłego rocka, ale garściami czerpać z innych gatunków. Nawet dubstep pozwala inaczej spojrzeć na muzykę. Oczywiście tuż przed nagraniami warto oczyścić głowę i na chwilę odciąć się od nowych źródeł inspiracji, ale cały ten proces naprawdę pomaga osiągnąć określony kierunek.

Myles: „In The Deep” to utwór, który zapoczątkowała gotowa pętla jaką znalazłem w programie Logic. Zacząłem do niej improwizować i tak pojawiły się konkretne pomysły. Podobnie było w przypadku „Indoctrination”, gdzie eksperymentowałem z funkowym loopem rozbudowując go o kolejne partie gitar. Myślę, że właśnie dlatego, kiedy poskładałem ten numer do kupy, wyszło nam tyle dziwnych zwrotów akcji.

„ALTERED” TO NIE TYLKO CZĘŚĆ NAZWY…

O tym, dlaczego alternatywne stroje (z ang. „altered tunings”) to nieodłączny element procesu twórczego w Alter Bridge…

Mark: Gdyby nie alternatywne strojenia już dawno odszedłbym na gitarową emeryturę. Mówię poważnie. Tylko dzięki temu nie natrafiłem jeszcze na permanentną blokadę swojej kreatywności. Jeszcze jako dzieciak kupiłem sobie książkę, w której wypisane były wszystkie alternatywne sposoby strojenia gitar. Z czasem zacząłem wyłapywać w jakich riffach brakuje pustej struny lub dodatkowego dźwięku i właśnie tu z pomocą przyszły niestandardowe rozwiązania. Nowe patenty pozwoliły mi rozwijać się w zupełnie nowych kierunkach. Co zabawne, nie przywiązywałem zbyt dużej wagi do teorii. Zależało mi przede wszystkim na tym, aby moje palce mogły złapać określone dźwięki na gryfie, a dzięki temu zapewnić mi lepsze i bogatsze brzmienie. Szybko okazało się, że fragmenty skal, na których bazowały moje solówki przybrały zupełnie inną formę. To z kolei sprawiło, że moje pomysły zaczęły kształtować się poza wszelkimi schematami.

Wiele osób może się tego obawiać, ale dla mnie to najlepszy sposób na to, żeby przestać powielać to co robią inni gitarzyści. Alternatywne stroje istnieją od lat i ludzie, którzy je odkryli najprawdopodobniej też mieli z nimi na początku wiele problemów. Wszystko wymaga niekończących się godzin pisania nowych utworów i szukania swoich własnych rozwiązań. Ja i Myles bardzo często korzystamy z różnych strojów i w ten sposób osiągamy jeszcze potężniejsze brzmienia. To dodatkowa ściana częstotliwości, której nigdy nie uda się zbudować dwóm gitarom nastrojonym w ten sam tradycyjny sposób.

Myles: Niezwykłość tych akordów polega na wyjątkowo żywej i szerokiej barwie dźwięku. Alternatywne stroje to dla mnie bardzo ważny element procesu twórczego. W tej dziedzinie od zawsze imponował mi Nick Drake. Uwielbiam „Pink Moon” i inne rzeczy, które wyszły spod jego ręki. To była bardzo mroczna muzyka, ale jednocześnie naprawdę wspaniała.

MOC NIEDOCENIONYCH ĆWIERĆTONÓW

O nieprzewidywalności, która po wydaniu 6 albumów wciąż pozwala ewoluować…

Myles: Nieprzewidywalność jest dla nas niezwykle ważna. Osoby dla których nie istnieje nic poza 12 podstawowymi półtonami mogą odczuć tu pewien dysonans. Mikrotony, które od wieków wykorzystywane są w muzyce wschodniej potrafią w pewien sposób wykręcać nam uszy. Na szczęście z powodzeniem można je wykorzystać w rockowym graniu.

Mark: Nasze muzyczne podróże zaczynają przypominać Orient Express. Jeśli chodzi o pisanie piosenek, od wielu lat nie mieliśmy tak dobrych pomysłów. Myles wspomniał mi kiedyś, że oglądał „Stranger Things” i bardzo zainspirowały go brzmienia surowych syntezatorów. Stare wersje elektronicznych instrumentów brzmiały dla mnie najlepiej. Wraz z rozwojem technologii podobało mi się to niestety coraz mniej. Polecam posłuchać ścieżki dźwiękowej do filmu „Wojownicy” lub do którejkolwiek produkcji Johna Carpentera. Właśnie ten klimat chcieliśmy osiągnąć na naszej ostatniej płycie. Czasami jeden dźwięk lub akord potrafi stworzyć atmosferę utworu, czego najlepszym przykładem jest kawałek „Indoctrination”. Jeden mały „wykręcacz uszu” potrafi skutecznie przykuć uwagę słuchacza.

To oczywiste, że żaden z nas nie chce pisać powtarzalnych numerów. To nudne i niepotrzebne. Równie ciekawy zabieg zastosowaliśmy w utworze „Native Son”. Myles miał już dużo gotowych riffów, ale wciąż brakowało nam bridge’a. Doszliśmy do wniosku, że ciekawym rozwiązaniem będzie zmiana metrum. Miarowo kiwasz głową w rytm utworu i nagle wszystko zaczyna się wykrzywiać. Najnowsza płyta Alter Bridge jest pełna podobnych niespodzianek.

Myles: Z każdym kolejnym rokiem coraz bardziej zdaję sobie sprawę z tego jak ważne jest tworzenie muzyki, która naprawdę cię interesuje. Od początku istnienia Alter Bridge mieliśmy swoje sprawdzone progresje akordów, które inspirowały powstawanie określonych melodii. Po nagraniu dziesiątek utworów przyszła pora na eksperymenty i nowe rozwiązania. Dopiero teraz widzę jak wiele z naszych najlepszych piosenek, niekoniecznie tych które powstały w mojej głowie, miały w sobie pierwiastek nieprzewidywalności.

 

KOSTKOWANIE NA WIELE SPOSOBÓW

O tym, dlaczego warto eksperymentować z różnymi technikami kostkowania…

Mark: Nie istnieje dla mnie coś takiego jak jedyny słuszny sposób kostkowania. Korzystam z różnych technik, w zależności od tego, co w danym miejscu sprawdza się najlepiej. Kiedy zorientowałem się, że kostkuję okrężnymi ruchami zupełnie jak Steve Vai (co działo się całkowicie nieintencjonalnie) postanowiłem nauczyć się grać bardziej w stylu Brada Paisley’a. Z kolei, gdy mam zagrać coś na pojedynczej strunie, atakuję z łokcia. W moim przypadku właśnie taka technika pozwala grać najszybciej.

Myles: Każdy gitarzysta ma swój własny unikalny styl kostkowania. Eddie Van Halen potrafi trzymać rękę nad gitarą i kostkować tylko z nadgarstka, a ja do tej pory nie wiem w jaki sposób kontroluje ruchy, że brzmi to tak niesamowicie!

BYĆ JAK MILES DAVIS…

O tym, jak Myles Kennedy wykorzystuje niediatoniczne dźwięki podczas komponowania partii gitary prowadzącej…

Myles: Nony wykorzystywane w utworach Alter Bridge nie wzięły się znikąd. W przeszłości grałem w zespołach o nieco bardziej jazzowym charakterze i chyba już wtedy zwróciłem uwagę na złożone interwały. Po raz pierwszy zetknąłem się z nimi w muzyce Milesa Davisa i Johna Coltrane’a. Długo dochodziłem do tego, jakim cudem tym gościom udaje się osiągnąć ten niesamowity efekt odchodzenia i powracania do głównego motywu. Okazało się, że stoją za tym dźwięki przejściowe, które bardzo często okazują się być niediatoniczne.

Kiedy nowe sztuczki dołączyły do mojego arsenału, chciałem zrobić wszystko, żeby wykorzystać je w muzyce rockowej. Zacząłem eksperymentować ze skalami zmniejszonymi i całotonowymi. Godzinami potrafiłem siedzieć w hotelowych pokojach nie komponując nowych numerów, tylko grając bluesa. W progresji I-IV-V są miejsca, gdzie możesz takie alterowane skale eksponować, albo odejść do skal harmonicznych i melodycznych, aby wywołać napięcie i zmienić charakter dowolnej dominanty. To cały wszechświat do odkrycia.

… I ERIC JOHNSON

O tym, jak Mark Tremonti upycha pięć dźwięków w takcie…

Mark: Strasznie spodobał mi się patent Erica Johnsona. Wykorzystuję go np. w solówce do „Walking on the Sky”, gdzie gram po pentatonice schodząc po pięć dźwięków. Nigdy wcześniej tego nie robiłem. Jak przystało na gościa, który często sięga po alternatywne stroje, grałem zazwyczaj po trzy dźwięki na strunę. Cały czas próbuję jednak walczyć ze schematami i szukam inspiracji podglądając innych gitarzystów. Goście tacy jak Yngwie potrafią wykonać kostkowanie do góry z niezauważalnym oderwaniem - kostka, kostka, oderwanie. Malmsteen gra tak szybko, że ludzkie ucho nie jest w stanie wychwycić tego przejścia. Spędziłem naprawdę dużo czasu z metronomem, żeby nauczyć się tej techniki.

Zauważyłem, że Eric Johnson ma swoje ulubione miejsca w pentatonice. Z czasem zacząłem rozpoznawać jego patenty i to, gdzie je wykorzystuje. Ma zagrywki, które poprzedzają inne zagrywki, co naprawdę zdaje egzamin w jego utworach. Cierpliwie przerabiałem najbardziej makabryczne ułożenia palców, żeby samodzielnie przekonać się, które z tych patentów mogą przydać się w moich improwizacjach. Zawsze staram się zapamiętywać końcowe dźwięki, które pozwalają mi później bezpiecznie dokończyć solówkę, gdy zapędzę się o kilka nut za daleko. Kiedy zaczynałem eksperymentować z takim kostkowaniem poczułem się jak totalny amator. Na szczęście po jakimś czasie poczułem wreszcie o co w tym wszystkim chodzi. Mam nadzieję, że kolejne lata grania pozwolą mi opanować tę technikę do perfekcji. Tak jest przecież ze wszystkim. Szybkie legato też sprawiało mi kiedyś trudność, a dzisiaj mogę z nim robić właściwie wszystko.

NISKO, NIŻEJ, NAJNIŻEJ

O gitarach, które swoim brzmieniem zbliżyły się do basu…

Mark: W „In The Deep” i „Indoctrination” wykorzystaliśmy naprawdę niskie strojenia. Wcześniej chyba tylko w „Come To Life” z płyty „Blackbird” zdarzyło nam się pokusić o takie rozwiązanie.

Myles: Wspominałem wcześniej o tym, że „In The Deep” zainspirował gotowy loop. Problemy pojawiły się, gdy dotarłem do refrenu. To wtedy zdecydowałem, że w tym miejscu sprawdzi się coś na kształt galopu, który do tej pory był znakiem rozpoznawczym Marka…

Mark: Myles może sobie bezkarnie wykorzystywać takie patenty, ale kiedy ja gram w ten sposób, wszyscy patrzą na mnie jak na wariata (śmiech). Od lat lat próbuję przemycać takie zagrywki i zawsze słyszę „co to ma być, Panie Koński Galop?!”. Ale jak sobie chcecie. Wyzwanie przyjęte. Przy kolejnej płycie nie ugnę się nawet o centymetr! Wykorzystam cały swój arsenał galopów granych najniżej jak tylko się da!

Myles: To bardzo nietypowy galop. Próbowałem tej zagrywki na piątej strunie, ale nie była wystarczająco ciężka. Zdecydowałem się na wyjątkowo niski strój. Szóstą strunę opuściłem aż do A i w ten sposób udało mi się osiągnąć zamierzony cel. Warto dodać, że „In The Deep” to właśnie jeden z tych utworów, gdzie gramy w dwóch różnych strojach. Mark gra tam na dźwiękach „EBGDAE”. Co ciekawe, gitarowe intro i outro były pierwotnie partiami wokalu. Z czasem wymyśliłem inny motyw na refren i finalnie zagrałem tę melodię na gitarze.

PORZĄDNA ROZGRZEWKA

O tym, jak Alter Bridge przygotowują się do koncertów…

Mark: Nic nie rozgrzewa palców szybciej od improwizacji. Uważam, że podczas ćwiczeń warto korzystać z podkładów, bo dzięki nim gitarzysta może zachować pewną swobodę. Zdecydowanie odradzam metronom i techniczne wprawki. Zamiast nich, dobrze jest skupić się na podciąganiu strun, vibrato i innych elementach frazowania. Warto zacząć od czegoś prostego i z czasem rozciągać mały palec wykorzystując szerokie interwały pozwalające grać mniej oczywiste rzeczy. Po takich ćwiczeniach zaglądam do naszej setlisty i myślę o wszystkich partiach, które mogą wiązać się z jakimiś problemami.

Michael Angelo Batio siedział ze mną kiedyś za kulisami przed jednym z koncertów i bardzo zaskoczyło go to, że ćwiczę swoje solówki do wszystkich numerów. Powiedział, że nigdy nie wpadłby na to, żeby rozgrzewać się w ten sposób. Podobno teraz już zawsze ćwiczy swoje solówki przed wyjściem na scenę. To niesamowite, że tak wielu muzyków katuje się sztywnymi wprawkami, zamiast odświeżyć sobie swoje najtrudniejsze partie w ramach przedkoncertowej rozgrzewki.

Myles: Ja najbardziej lubię „pająka”…

Mark: Stary, tylko nie to (śmiech). Nienawidzę ćwiczeń, których nie da się wykorzystać w praktyce. Czy „pająk” jakkolwiek przysłużył się twoim riffom?!

Myles: Właściwie to tak (śmiech). „Pająk” zamyka utwór „The Last Hero”. Tamta solówka na bank ma w sobie coś z tego ćwiczenia. Jest jeszcze inna zagrywka, z którą lubię się rozgrzewać. Chodzi o przejście pomiędzy siedmioma arpeggiami – od Gmaj7 do Am7, potem Bm7 itd. Dzięki temu ćwiczeniu łapię łączność z gryfem. Septymy towarzyszą mi od czasów moich jazzowych kapel i wciąż lubię wykorzystywać je w muzyce rockowej.



Mark:
Wzmacniacze, które towarzyszą mi właściwie na każdym koncercie to PRS MT15 i Cornford RK100. Nasz producent Michael „Elvis” Baskette upodobał sobie ostatnio drugi z wymienionych modeli i ciągle musiałem wozić go do studia. Podczas nagrywania ostatniej płyty, towarzyszył nam również Rectifier, ale prawie w ogóle z niego nie korzystaliśmy. W użyciu był natomiast Fender Twin i mój sygnowany Victory V40. Te wzmacniacze wykorzystywaliśmy podczas rejestrowania czystych partii gitar.

Martin Kidd (który pracował w Cornford przed dołączeniem do ekipy Victory) to wyjątkowo utalentowany inżynier. Jego wzmacniacze pozwalają uzyskać rewelacyjne brzmienie nawet w sypialni, gdzie nie mogę sobie pozwolić na zbyt duże głośności. Mogę kręcić tymi gałkami na oślep, a gitara i tak w każdym ustawieniu zagra dobrze. Jestem dumny z modelu sygnowanego moim nazwiskiem, który udało nam się razem stworzyć. To jedyny sprzęt na jakim gram obecnie w domu.

Jakiś czas temu byli u mnie John Connolly z Sevendust i nasz manager Tim. Chłopaki grają na tych wszystkich Bognerach, Mesach, VHT i Friedmanach, ale zawsze, kiedy wpinają się w mój wzmacniacz zgodnie przytakują, że to wyjątkowy sprzęt, z czym oczywiście w pełni się zgadzam. Jeśli chodzi o efekty, często towarzyszy mi octaver T-Rex Octavius. Moim faworytem jest jednak mój wah od firmy Morley. Czasami wykorzystuję też Uni-Vibe i delay od G-Lab, który mam w pętli efektów. Ten ostatni zakończył moje wieloletnie poszukiwania. Przetestowałem chyba z 10 różnych delayów i ten w końcu spełnił wszystkie moje oczekiwania.

Myles: Jeśli chodzi o gitarę, od czasu „Blackbird” wciąż towarzyszy mi PRS 245s. Na ostatniej płycie korzystałem też z Telecastera i Les Pauli z lat 50 stworzonych przez Gibson Custom Shop. To właśnie te instrumenty słychać w „In The Deep”. Zakochałem się w tych gitarach! Jedna z nich ma korpus z 1959 roku, szyjkę z 1958, a bebechy z 1957! Jeśli chodzi o wzmacniacze i efekty, pojawiło się kilka zmian. Nie towarzyszy mi już tylko Diezel Herbert. Obecnie 70% mojego brzmienia to model VH4. Wzmacniacz spodobał mi się na tyle, że rozważam obecnie dodanie go do mojego koncertowego instrumentarium. Nowością, z której ostatnio korzystam, jest również system studyjnej symulacji brzmień od Universal Audio OX.