Wywiady
Eddie Van Halen 1955 – 2020

Ziemska podróż wielkiego wizjonera gitary dobiegła końca. Słuchając wspomnień o nim największych nazwisk w tej branży, pragniemy uczcić pamięć wirtuoza, który zmienił zasady gry na gitarze elektrycznej…

2021-01-07

Śmierć niektórych gwiazd rocka uderza człowieka jak młot. Kiedy oddawaliśmy do druku numer październikowy, nie spodziewaliśmy się, że 6 października przyniesie powtarzający się na całym świecie lament: „Tylko nie Eddie!” Śmierć była tak odległa od tego co reprezentował swoją grą na gitarze ten kalifornijski wirtuoz. Kalejdoskop czarno-białych zdjęć, który przewijał się w newsach stał w opozycji wobec skrzących się kolorami instrumentów tego artysty. Czas przeszły jaki zaczął się pojawiać w elegiach ściskał serca nadal przepełnione obrazem energetycznego i wiecznie uśmiechniętego gitarzysty.

„Erupcja kawałka ‘Eruption’ nastąpiła dokładnie wtedy, kiedy grałem rozgrzewkę na swojej gitarze.” – wspomina Joe Satriani, odnosząc się do instrumentalnej kompozycji, która najmocniej wstrząsnęła branżą gitarową od czasów, kiedy Hendrix wysadził klub Bag O’Nails w roku 1966 – „Zostałem momentalnie zaczarowany przez ten sound. W tamtej chwili Eddie skradł moje serce swą muzykalnością. Radość uprawiania muzyki skrzyła się w każdej nucie jaką grał.”

Zdjęcie: Getty Images

W czasach współczesnych wirtuozi w każdym wieku wyglądają z każdego zakamarka, ale w roku 1978 efekt jaki wywoływało solo ‘Eruption’ był wstrząsający. Wcześniej było wielu czarodziei gitary – od wypraw w kosmos Hendrixa, poprzez elegancję Claptona po Alvina Lee, którego ‘I’m Going Home’ zagrane na Woodstocku wydawało się być nakreśleniem nieprzekraczalnej czerwonej linii – ale Van Halen zostawił to wszystko daleko w tyle i pognał naprzód. „On po prostu pojawił się znikąd i jednym ciosem powalił wszelką konkurencję.” – mówi Joe Bonamassa„Jednocześnie zmieniając zasady gry jak nikt wcześniej od czasów Hendrixa. Cieszę się, że mogłem być tego świadkiem.”

„Eruption” trwa niecałe dwie minuty; większość popowych singli była dłuższa. A jednak to wystarczyło by wygrać tę gitarową partię szachów i zamknąć w jednej pigułce agresywne pentatoniczne frazy, szaleństwo z mostkiem tremolo i melodyjne arpeggia grane tappingiem, które w tamtych czasach brzmiały jak coś sprzecznego z gitarową fizyką. „Eddie był przede wszystkim klawiszowcem.” – zauważa Steve Hackett„Wspominał nawet o keyboardzie w kontekście rozwijania siły palców. Potraktował więc gryf gitary jak klawiaturę, wprowadzając do powszechnego obiegu w świecie gitary tapping.”

Zdjęcie: Fin Costello/Redferns

Jako cudowne dziecko fortepianu, już w wieku lat 6 z szelmowską nonszalancją grał kompozycje Bacha. Można sobie wyobrazić co mógłby osiągnąć w świecie muzyki klasycznej, jeśli poszedłby drogą sugerowaną mu przez ojca. Jednakże los zaplanował mu rolę kogoś, kto przetasuje zasady i wstrząśnie światem gitary elektrycznej. „Podniósł poprzeczkę wyżej niż ktokolwiek przed nim.” – stwierdza Mark Tremonti„Wprowadził do naszego gitarowego słownika więcej trików i technik niż jakikolwiek inny muzyk.”

Jak na rewolucjonistę, Van Halen miał jednak dość tradycyjne inspiracje. Eddie i jego starszy brat Alex przybyli do Kalifornii z Holandii w roku 1962, w samą porę, by załapać się na ‘Brytyjską Inwazję’. „Pamiętam jak pierwszy raz usłyszałem Jimiego Page’a, kiedy kolega przyniósł jedynkę Zeppów.” – mówił Eddie – „Kompletnie zwariowałem na jego punkcie. Zasłuchiwałem się też Claptonem w Cream i Bluesbreakers. Rozwijanie techniki było zabawą.”

Z tego typu wpływów, Van Halen wykuł swój własny styl, który nie przypominał niczego przed nim. „Wydaje mi się, że idea tappingu zakiełkowała w mojej głowie po tym, jak zobaczyłem Jimmy’ego Page’a grającego solo w ‘Heartbreaker’ w roku 1971.” – zwierzył się w wywiadzie dla magazynu Guitar World – „Wziąłem ten pomysł i po prostu pobiegłem z nim przed siebie.”

Sprzęt gitarowy dość szybko stał się pasją graniczącą z obsesją. Tutaj widzimy Eddiego ze swoją kolekcją z początku lat 80 (Zdjęcie: Richard E. Aaron/Redferns/Getty Images)

Eddie nie miał jednak w sobie nic ze shreddera, który stereotypowo spędza czas na ćwiczeniach zamknięty non stop we własnym domu. Już w roku 1972 zaczęli podbijać zachodnie wybrzeże USA ze świeżo powołanym do życia zespołem o nazwie Genesis, a dwa lata później stworzyli Van Halen, w którym obok gitarzysty znalazł się Michael Anthony na basie i David Lee Roth na wokalu. Od samego początku technika Eddiego wzbudzała zainteresowanie i przyciągała plagiatorów, więc zaczął grać solówki tyłem do publiczności, by nie zdradzać swoich tricków. Kiedy jednak Warner Bros wydało pierwszą płytę zespołu w roku 1978, poznał je cały świat. „Pamiętam, kiedy w 7 klasie usłyszałem ‘Eruption’ podczas gry w dziecięcą wersję baseballa.” – wspomina Myles Kennedy„Czas zatrzymał się w miejscu, a ja stałem gapiąc się w radio i zastanawiałem się: ‘Jak to w ogóle możliwe?!’ To było coś jak dźwięki stworzone przez obcą cywilizację oddaloną lata świetlne od nas.”

Wśród gitarzystów, utwór ‘Eruption’ stał się legendą i synonimem geniuszu Eddiego, ale nie było to wszystko na co go było stać. W innych momentach pierwszej płyty słychać inne jego talenty, od melodyjnych riffów (jak ten w Ain’t Talkin’ ’Bout Love) po mocne groove’y (jak ten w Jamie’s Cryin’). „Jego wyczucie rytmu było atrakcyjne i uwodzące.” – mówi Joe Satriani„Sprawiał, że wszystko swingowało we właściwy sposób.”

Zdjęcie: Getty Images

Pomimo grania dość trudnych partii gitarowych, Eddie nie kojarzył się jednak z czarodziejami muzyki progresywnej tamtych czasów, przykutych stopami do jednego miejsca na scenie, ze wzrokiem skupionym na podstrunnicy. Kiedy zespół wspinał się po listach przebojów i zapełniał coraz większe sale, fanów zaskakiwała żywiołowość gitarzysty, który podczas grania swych błyskotliwych fraz bardziej przypominał dzieciaka miotającego się po korcie z rakietą tenisową. „Częścią magii było to, że cała ta technika wydawała się łatwa i przyjemna jak zabawa.” – zauważa Myles Kennedy „Ten jego uśmiech i błysk w oku sprawiały, że nie tylko słuchałeś, ale momentalnie chciałeś iść w jego ślady.”

Podczas gdy gryfowa pirotechnika uderzała twoje uszy, instrumenty atakowały wzrok nie mniej intensywnie. Pod koniec lat 70. popularne stały się modyfikacje, a Brian May podbijał stadiony za pomocą własnoręcznie wystruganej gitary ‘Red Special’. Jednak nikt wcześniej nie widział czegoś takiego jak składak Eddiego nazwany przezeń ‘Frankenstrat’. Gitara wyglądała jak kawałek złomu, z gryfem za 80 dolarów, na który nabito progi Gibsona, obtłuczonym tremolo i niedbale wkutym w korpus pickupem pod mostkiem. „Brzmiała jak hybryda Fendera i Gibsona.” – zachwycał się Van Halen„Kiedy zagrałem na niej po raz pierwszy, od razu pomyślałem, że stworzyłem coś ponadczasowego. I miałem rację”

„Nasza generacja była nieco sfrustrowana tą przepaścią dzielącą konstrukcje Fendera i Gibsona.” – wspomina Joe Satriani początki mody na SuperStrata – „Więc nie zdziwiło mnie to, że Eddie próbował stworzyć hybrydę.” Niestety fala jaką wywołał w branży Eddie miała też swoją cenę. Jak zwykle na każdego gitarowego herosa, który inspirował się nim, ale dodawał do tego swój własny styl, istnieją tysiące bezimiennych klonów nie wnoszących do muzyki nic nowego ponad kolejny przebłysk szybkości. „Myślę, że amerykański Musicians Institute ma na koncie wyprodukowanie całej generacji gitarzystów, którzy właśnie tacy są.” – dzieli się swą refleksją Steve Hackett To tak jakby traktować muzykę jako sport, gdzie chodzi o wyrwanie się naprzód o nanosekundy przed techniką pozostałych zawodników.”

Zdjęcie: Steve Granitz/Getty Images

W odróżnieniu do ścigającej go watahy, Eddie nie był kucykiem znającym tylko jedną sztuczkę. Dowodów na to znajdziemy aż nadto w bogatym katalogu zespołu Van Halen. Od szybkiego jak światło flamenco w ‘Spanish Fly’, po perkusyjne intro ‘Mean Street’, otwierające album ‘Fair Warning’. „Uderzyłem w strunę E6 nad 12 progiem, a potem w tym samym miejscu na E1, następnie stłumiłem je lewą ręką.” – wyjaśniał później Eddie – „Uzyskałem coś w rodzaju funkowego slapu, jaki grają basiści”.

I jakkolwiek Eddie stał się czymś w rodzaju ikony wśród gitarzystów na całym świecie, garść hitów z jego udziałem zapewniła mu miejsce w świadomości ludzi nie zdających sobie nawet sprawy z istnienia czegoś takiego jak ‘Floyd Rose’. Jeden z jaśniejszych momentów albumu ‘Thriller’ Michaela Jacksona – utwór ‘Beat It’ – rozpoczynał się riffem zagranym przez asa wśród sidemanów, Steve’a Lukathera. Ale tym co podniosło klasę utworu było porywające solo Eddiego, które stało się wyzwaniem dla koncertowej gitarzystki tej gwiazdy pop.

„To było właśnie to solo, które kupiło mi dom i rozkręciło moją karierę.” – powiedziała nam Jennifer Batten„Miałam potem okazję zagrać je dla Eddiego. Po wszystkim wziął ode mnie wiosło i poprosił, abym mu przypomniała jak to idzie. To było fascynujące, bo pomimo że oboje graliśmy te same nuty, on wykonywał je nieco inaczej niż ja. Było tam takie jedno miejsce, gdzie Eddie mocno rozciągał palce, czego ja nie byłam w stanie zrobić. Oszukałam to jednak, grając frazę z użyciem tappingu. Cieszę się, że go spotkałam. Bez wątpienia znaczył dla mnie wiele, jak zresztą dla każdego innego gitarzysty na tej planecie.”

Klasyczny już synth z kawałka ‘Jump’ stał się jednym z elementów, które uczyniły go #1 w USA, a nam przypomniał, że EVH to taki rzadki okaz shreddera, dla którego najważniejsza zawsze była piosenka. „Jego wpływ nie ograniczał się do samej gitary.” – wyjaśnia Mark Morton„Miał niezwykły zmysł kompozytorski i łatwość tworzenia popowych hitów, które utrzymywały jego zespół na szczytach list przebojów.”

Nawet jeśli klawisze grały w ‘Jump’ główną rolę, nie zabrakło tam miejsca na ekspresyjne solo gitarowe. „Świadomie, po raz pierwszy słuchałem Van Halena w Fighting Cocks, w Lowestoft.” – zwierza się Justin Hawkins„Zagrał Jump, jak można było się spodziewać, a ja właśnie wtedy zakochałem się w nim na zabój. Nie jestem w stanie zagrać nic tak jak on, ale jego podejście i sposób w jaki konstruował solówki są niewyczerpanym źródłem inspiracji. Album ‘1984’ kładę na tej samej półce co ‘Powerage’ i ‘Sheer Heart Attack’, w tym sensie, że nie ma tam ani jednego zbędnego kawałka.”

Dweezil Zappa: Kiedy byłem młody, z łatwością przychodziła mi nauka melodii ze słuchu. Najwięcej dało mi jednak granie ze znanymi muzykami, a miałem to szczęście, że Eddie był w tym gronie. Po prostu stał się przyjacielem naszej rodziny i kiedy wpadał do nas do domu, wciskałem mu wiosło w ręce i prosiłem aby pokazał jak gra te swoje sztuczki. Zobaczyć to z bliska na własne oczy było bezcenne. Zawsze lubiłem jego gitary i próbowałem sam budować coś na ich wzór. On widząc to podarował mi dwa swoje instrumenty, takie których faktycznie używał.

Jacek Królik: EVH to bez wątpienia jeden z najważniejszych i najbardziej charakterystycznych gitarzystów współczesnego rock&rolla. Rozpoznawalny po paru dźwiękach, bez względu na to czy gra na zmasakrowanym własnoręcznymi przeróbkami Kramerze, czy też na zaprojektowanych dla niego, na przestrzeni trzydziestu lat, sygnowanych modelach, tworzonych przez duże gitarowe koncerny. Równie finezyjny kompozytor, co wirtuoz gitary, co w wyścigowym świecie nieczęsto idzie w parze. Obdarzony fenomenalnym feelingiem, drivem i co istotne również świetną melodyką w solówkach. A przy tym wszystkim niezwykle sympatyczny, uśmiechnięty zwyczajny chłopiec w jeansach i t-shircie. Wiecznie młody Piotruś Pan gitary.

Grzegorz Skawiński: Eddie to jeden z najważniejszych gitarzystów wszech czasów. Zrewolucjonizował technikę gry na gitarze, można by rzec, że właściwie od niego zaczął się tzw. shred. Wykorzystał i doprowadził do maestrii technikę tapping i legato. Dla mnie był to bardzo ważny moment w muzyce gitarowej, kiedy pojawiły się nagrania jego zespołu. Van Halen to bez wątpienia geniusz – bez jego wkładu w muzykę, gra na gitarze dziś wyglądałaby zupełnie inaczej!

Tomasz Andrzejewski: Są dwa podstawowe rodzaje gitarzystów. Pierwszy to taki, który chce grać jak inni. Drugi natomiast sam powoduje, że inni chcą grać tak jak on. Do tej drugiej grupy zalicza się właśnie Eddie. Dla mnie jest to wzór stylu, jakości brzmienia, indywidualności i mistrzostwa w prowadzeniu własnej kariery. Wzór!

 

Po Osiemdziesiątym Czwartym, nawet wymiana frontmana Davida Lee Rotha na Sammy’ego Hagara nie spowolniła lotu zespołu. Dopóki na pokładzie był Eddie, fani byli zadowoleni i wszystko szło dobrze. Jednakże historia EVH to nie same wzloty, a miłość do muzyki nie jest całą prawdą o tej postaci. Gitarzysta palący i pijący od 12 roku życia, uważał się za alkoholika do roku 2008, kilka razy w życiu rozciągając granice tego pojęcia do granic wytrzymałości. Zdarzały się kiepskie występy i mocno mieszane recenzje trasy z Hagarem w roku 2004, który przyznał, że gitarzysta „prawdopodobnie nie pamięta dziewięciu dziesiątych tego co wcześniej zagrał.” Eddiego odwiedził już nowotwór, o który muzyk obwiniał metalowe kostki trzymane w ustach, ściągające elektromagnetyczną energię w studio, i częściowe usunięcie języka we wczesnych latach 2000. Ta sama choroba zabiła go miesiąc temu (Eddie Van Halen zmarł 6 października 2020 roku - przyp. red.) – Eddie odszedł w szpitalu Saint John’s Health Center w Santa Monica, po 5-letniej walce z rakiem gardła. Miał 65 lat.

Nie trzeba być shredderem, ani maniakiem szybkości, aby docenić wkład Eddiego Van Halena w historię muzyki i gitary. Miłość i respekt jaki widoczny był w social-mediach to coś co towarzyszy odejściu każdego naprawdę wielkiego herosa gitary. Być może jego palce zamilkły na wieki, ale jego dziedzictwo będzie nadal inspirować kolejne rzesze młodych muzyków. „Frank Zappa powiedział kiedyś, że Eddie Van Halen wynalazł gitarę na nowo.” – mówi Ritchie Blackmore„Zgadzam się z tym. Będzie nas zasmucać jego brak, ale geniusz jego spuścizny nigdy nie zostanie zapomniany…”

Eddie Van Halen: 10 przebłysków geniuszu

ERUPTION

W tym legendarnym kawałku z pierwszej płyty VH tapping znalazł się w świetle reflektorów, ale dynamika, dobór nut i brzmienie są równie ważne. Pomijając wirtuozerię, Eddie zagrał to z niepodrabialnym rock’n’rollowym zacięciem tak, że solo wpada w ucho nie tylko ludziom słuchającym shredu, ale zwykłym śmiertelnikom także.

AIN’T TALKIN’ ‘BOUT LOVE

Niektórzy wirtuozi zapominają o elementach tak prozaicznych jak dobra, prosta piosenka, czy haczyk przyciągający uwagę słuchaczy, ale nie EVH. Prosty, a skuteczny riff zbudowany z tłumionych, rozłożonych akordów i solo zagrane na jednej strunie. Melodyczny geniusz.

FRANKENSTRAT

Eddie pomógł wymyślić mostek Floyd Rose, sugerując ulepszenia takie jak miniaturowe tunery do dostrajania strun w mostku. Był też pierwszym znanym muzykiem, który grał z humbuckerem w Stracie. Ograniczniki mocy wzmacniaczy to też jego pomysł…

MEAN STREET

Ta zagrywka otwierająca Fair Warning z roku 1981 była kontrowersyjna nawet dla EVH. Eddie wydobywał dźwięki slapem jak basista, dodając tappingiem dwudźwięki na strunach B i E, a jego lewa dłoń rytmicznie tłumiła struny w celu uzyskania perkusyjnego efektu.

BEAT IT

Kiedy wokalista Michael Jackson i producent Quincy Jones chcieli rockowego akcentu, był tylko jeden człowiek, do którego chcieli zadzwonić. Eddie rozłączał Jonesa trzy razy myśląc, że ma do czynienia z żartownisiem. Kiedy już wszedł do studio, zarejestrował słynne solo już za 2 podejściem, po czym odmówił przyjęcia zapłaty za pracę.

HOT FOR TEACHER

Niemal wszystkim klonom naśladującym EVH brakuje dwóch rzeczy: wyczucia groove oraz poczucia humoru. Hot For Teacher, z 1984, ma oba te elementy, zmiksowane w tempie 260 BPM.

JUMP

Eddie romansował z keyboardami od dawna, ale Roth obawiał się reakcji hardcore’owych fanów zespołu. Czas na przełom nadszedł przy 1984 – Van Halen połączył popowy syntezator z rockowym drivem, a solo gitarowe sprawiło, że ludzie pod sceną skakali.

POWRÓT DO PRZYSZŁOŚCI

Kiedy podróżnik w czasie Marty McFly chciał przekonać własnego ojca w przeszłości, że jest kosmitą z planety Vulcan, puścił na walkmanie kasetę oznaczoną ‘Edward Van Halen’. EVH nagrał sporo dźwięków na ścieżkę tego filmu – dla uszu z lat 50. z pewnością wydawałyby się odgłosami z kosmosu.

JUDGEMENT DAY

Nawet najbardziej kreatywni muzycy często wpadają w kryzys twórczy po pierwszej dekadzie, ale na wydanym w roku 1991 albumie ‘For Unlawful Carnal Knowledge’ EVH udowodnił, że jest wyjątkiem i stać go na nowe sztuczki, takie jak wiertarka w Poundcake czy synkopowane arpeggia grane obiema rękami w Judgement Day.

5150

Wzmacniacze sygnowane przez Eddiego – wszystkie wersje – stały się pierwszym wyborem wielu gitarzystów grających ciężką muzykę, do czego przyczynił się poniekąd producent Andy Sneap, definiując wzorzec metalowego brzmienia. Miażdżący hi-gain, zwarty dół pasma, wspaniałe brzmienie do wszelkich obniżonych strojów.

 

 

Zdjęcia: Ebet Roberts/Redferns (zdjęcie główne), Getty Images, Fin Costello/Redferns, Richard E. Aaron/Redferns/Getty Images, Steve Granitz/Getty Images