Wywiady
MARCIN PENDOWSKI

To jeden z bardziej uzdolnionych i kreatywnych basistów polskich. Możecie kojarzyć go z liniami basu charakterystycznymi dla Fisz Emade Tworzywo, z którym gra od lat, lecz – informacja dla tych co nie wiedzieli – Pendox od lat jest liderem własnego zespołu „Pendofsky”, w którym gra na basie i to jak!

Magazyn Gitarzysta
2021-10-10


Mimo Pandemii sporo się u niego wydarzyło: założył własne wydawnictwo płytowe „Judasz Records”, wyprodukował zmiksował i wydał drugą studyjną płytę „Gumolit”, świetnie ocenianą przez krytyków i dwa pełne koncerty „Gumolit Live” oraz ”Pendofsky Live” z kawałkami z pierwszej płyty, nagrodzonej Mateuszem Trójki za najlepszy debiut jazzowy roku. Zajął się też na poważnie produkcją muzyczną. Na swoim kanale na YT poza klipami zrobił serię testów basówek z epoki demo-ludów, nazwaną „Basowe Bestie Układu Warszawskiego”. Dodatkowo prowadzi kanał hobbistyczny „Pendofsky Garage”, gdzie robi świetne filmy dokumentalne poświęcone zabytkowym, rzadkim motocyklom. Słowem – człowiek orkiestra, który nie wiadomo skąd ma na to wszystko czas i energię. Ostatnio miał bardzo poważny wypadek komunikacyjny i nie wiadomo było czy ten wywiad dojdzie do skutku. Jeszcze w czerwcu był w śpiączce farmakologicznej i wszystko było pod znakiem zapytania. Na szczęście się ocknął i był chętny na pogaduchy!

Jak to się stało, że Ty, doświadczony motocyklista tak się rozbiłeś – połamana czaszka w wielu miejscach, obrzęk mózgu, połamana miednica, bark, kciuk – to tylko część z listy, którą właśnie przeczytałem.

Młody 18 letni kierowca w bardzo drogim mercu wpakował mi się na pas nagle, tuż przed motocykl. Nie uniknąłem uderzenia. Ja poza graniem na basie i produkowaniem muzyki – kocham motocykle zabytkowe – objeździłem nimi całą Polskę. Mój rekord to trasa z Białego Stoku do Sanoka czyli jakieś 600 km, które pokonałem Douglasem Dragonflyem z 1957 roku z maksymalną prędkością 80 km/h. Tych motocykli jest może ze 100 szt na całym świecie, a w Polsce tylko mój. I nigdy nie miałem żadnej groźnej sytuacji, żadnego najdrobniejszego wypadku, czy jakiejkolwiek groźnej sytuacji zagrażającej zdrowiu czy życiu. No i zapomniałem, że może on się zdarzyć w każdej chwili i miałem cholernego pecha.



Albo szczęście, że przy tak rozległych zniszczeniach żyjesz i jesteś dalej sobą.

No tak, patrząc na to z tej perspektywy – to cud , że przeżyłem tego dzwona. Teraz jestem w domu, i mam świadomość, jak wszystko się pozmieniało w życiu moim i mojej rodziny. Od 2 lat prawie nie grałem koncertów przez Covid, teraz w lipcu ruszyły, a tu guzik – muszę leżeć. Poza aspektem finansowym, ma to ogromne znaczenie psychiczne. Ok. 3 miesiące potrwa zrastanie się kości, potem rehabilitacja, mam nadzieję, że do tego czasu wrócę do sprawności. Trenuję granie na basie codziennie, choć to żałosny widok, kładę bas na klatę i leżąc na łóżku, próbuje ćwiczyć. Kciukiem nie mogę – ale przynajmniej klasycznym fingrestylem – tak. Dobrze mi to robi z psychiką. Przepraszam, że zamiast opowiadać o przygodach z basem, rozgadałem się o tym wypadku.

Daj spokój,wszyscy śledziliśmy tę historię z zapartym tchem. Przykro mi że miałeś taką nieciekawą przygodę i z całego serca życzę Ci szybkiego powrotu do formy i na scenę. Cieszę się, że dałeś rade się spotkać i pogadać. Porozmawiajmy, jeśli pozwolisz, o twoim drugim autorskim albumie „Gumolit”. Skąd taka nazwa?

W historii ziemi co jakiś czas notuje się ery, np. Neolit, Paleolit. Wyobraziłem sobie, że za 100 000 lat zostanie po naszej ludzkiej działalności jedynie niebieski osad na skale, który kosmici nazwą właśnie ”Gumolit”. Inna sprawa, to może nasza era tak się powinna nazywać? Wszystko jest plastikowe i jednorazowe, muzykę generują komputery, wszyscy wszystko chcą mieć już, bo rządzi konsumpcjonizm.



Na płycie znajdują się głównie instrumentalne utwory, które nawiązują brzmieniem do klimatów typu Motown, Daptones czy The Meters. Powiedz nam, jak uzyskałeś takie oldschcoolowe brzmienie, które, swoją droga, bardzo mi się podoba.

Na ostateczny efekt brzmieniowy „Gumolitu” składa się kilka istotnych elementów. Pierwszym z nich jest sposób napisania, zaaranżowania i zagrania tematów – jestem wielkim fanem komponowania prostych form, bo one w moim odczuciu działają na wyobraźnię lepiej niż super skomplikowane tematy, w których metrum zmienia się co 3 takty i są w tempie 320 BPM. Artyści są trochę jak naukowcy – opisujemy ten sam świat, z tym, że oni to robią w sposób niezwykle skomplikowany a my w jak najprostszy. Drugą sprawą jest dobór muzyków i instrumentów. Zagrali ze mną na tej płycie ci sami muzycy co na „Pendofsky”: Tomek Waldowski na perkusji, Krzysiu Kawałko na gitarze elektrycznej, Marcin Cichocki na hammondzie, Dominik Jaske na perkusjonaliach oraz Marcin Kajper na saksofonach. Ponadto miałem tu całą plejadę wyśmienitych gości, z którymi wcześniej już nie raz współpracowałem przy różnych projektach. Na klarnecie basowym Szymon Łukowski zagrał świetnie temat i solo w kawałku „Stumilowy Las”. W utworze „Partyzanci” elektryzujące solo zagrał na pianie Rey Ceballo, który koncertował m.in. z Buena Vista Social Club. Fantastyczne solo zagrał Piotr Wrombel w kawału „Zemsta”, a na harmonijce Bartek Łęczycki swoją solówką wzniósł utwór „Legiony” w kosmos. Bardzo zależało mi na masywnym brzmieniu sekcji dętej. Aby ich nie dublować zaprosiłem do studia naprawdę dużą grupę świetnie grających kumpli. Na trąbkach Rafał Dubicki i Daniel Orlikowski, na saksofonach tenorowych Mariusz Kozłowski, Michał Łuka, Szymon Łukowski, Michał Borowski, na barytonie Marcin Kajper, na puzonie Andrzej Rękas. Dzięki tym chłopakom brzmienie dętek na „Gumolicie” jest po prostu świetne! Jestem z niego dumny. Trzecią sprawą jest to, że nagraliśmy tę płytę w większości w studio u znakomitego Krzysia Tonna, który nagrywał wszystkie ślady przez analogowy mikser na taśmę, po czym zrzucał całość na ProTools. Dzięki temu zabiegowi tracki dostały rasowej, taśmowej saturacji, której nie da się uzyskać w świecie cyfrowym, a którą tak znamy i lubimy z nagrań z lat 60. i 70.

Czy nie mieliście problemów z rozjeżdżaniem się tracków przy zgraniu z taśmy na komputer?

Absolutnie nie. Przy zgraniu 6 minutowego utworu, gdy porównywaliśmy go do pilota nagranego wprost na komputer, w szóstej minucie przesunięcie było na poziomie 5 mili sekund, a więc bardzo niewiele. Zgrałem tracki na komputer nie po to by je edytować – w zasadzie żaden track nie był edytowany – ale po to, żeby mieć taśmową saturację i możliwość sprawnego ich zmiksowania, stworzenia przestrzeni. Ponadto sekcję dętą oraz perkusjonalia nagrywałem w innych studiach nagrań posługujących się cyfrowym sprzętem.



Jakich gitar basowych użyłeś przy nagraniu „Gumolitu”? Jak cię znam, to pewnie nas zaskoczysz jakimiś wynalazkami z epoki demoludów.

Tak, niektóre komuno-basy mają fantastyczne brzmienie, jestem ich fanem. Większość partii basowych zagrałem na Jolanie Diamant, na której również gram z Fiszem i w innych artystycznych projektach. Jest to mój ulubiony bas ze względu na swój charakter i naprawdę tłusty dźwięk. Zagrałem tu jeszcze na dwóch komuno-basach: Jolanie Alexis, do której pewien fan zakupił mi oryginalne struny Jolany z epoki na ukraińskim OLX-ie, dzięki czemu ten bas brzmi obłędnie. Posłuchajcie sola w utworze „Stradi”. Drugim komuno-basem, którego użyłem na „Gumolicie” i który szczególnie dobrze brzmi grany kostką, jest polski bas Alko z lat 60., wykonany przez Alfreda Kopoczka. Nazwa nie pochodzi od alkoholu ale od imienia i nazwiska lutnika. Ostatnio naprawdę dużo grałem na tym basie, bo jest znakomity! Na płycie znalazły się też dwa utwory zagrane slapem i do tego celu użyłem starego dobrego Fendera Jazz Bassa, który mam już ze 20 lat.

Ale na koncertach live widziałem Cię z czerwonym Music Manem...

Akurat w tym czasie Jolana upadła mi groźnie ze statywu i wymagała poważnej interwencji lutnika. Nie chciałem grać całego koncert na Jazz Basie, żebym nie brzmiał za bardzo „Marcusowo”, zresztą z tego samego powodu ograniczyłem granie na Jazz Basie na koncertach. Natomiast wspomniany przez ciebie Music Man Sabre to model z lat 80. Mogę na nim ukręcać brzmienia olschoolowe, świetne, oryginalne barwy pod slap. Ponoć na takim basie Flea grał na płycie „Blood, Sugar, Sex, Magic” z RHCP, jednej z moich ulubionych. Bardzo lubię ten bas.



Muszę przyznać, że „Gumolit” brzmiałby świetnie na winylu. Myślałeś o tym?

Jasne, od początku wiedziałem, że wydam „Gumolit” także na winylu. Okładkę winyla i CD zaprojektował mi wybitny polski malarz Przemek Matecki, z którym znamy się od lat i nawet graliśmy razem przez chwilę w „Artrosis”, wieki temu. Cieszę się, że Przemek dołączył do tego projektu i wsparł mnie swoim talentem. Zdecydowałem się wyprodukować limitowaną wersję 300 winyli. Każdy będzie przeze mnie podpisany, a ich premierę wyznaczyliśmy na 15 sierpnia 2021r. w klubie „Bardzo Bardzo” w Warszawie. Mam nadzieję, że do tego czasu winyle będą gotowe i będę w formie, żeby zagrać taki koncert. To dla mnie niezwykle ważne wydarzenie.

Chciałbym teraz porozmawiać z Tobą o serii nagrań na twoim kanale YT pod nazwą „Pendofsky meets friends”. Skąd się wziął na to pomysł?

Intencją stworzenia takiej serii gdzie główną rolę będzie odgrywał bas i wokal było promowanie nadchodzącej płyty „Gumolit” i chociaż żadna z tych piosenek na niej się nie znalazła, chciałem pokazać jak ciekawie można stworzyć kompletną piosenkę tylko samym basem i wokalem. Z czasem seria ta zaczęła żyć własnym życiem i mimo wdanej już płyty, planuję ją kontynuować, a jak mi się uzbiera 10 autorskich kawałków, to wydam je jako „Pendofsky meets friends” na osobnym krążku. W serii udział wzięli wybitni artyści m.in. Kasia Dereń, Nick Sincler, Kasia Lins, Mateusz Krautwurst, Marika, Justyna Gajczak czy raper VNM. Martyna Zając, która wykonała w serii piosenkę „Nightcall” tak mi się spodobała, że napisałem i wyprodukowałem z nią piosenkę pt. „Huragan”, którą można zobaczyć na moim kanale YT.



No to trzymam kciuki za album „Pendofsky meets friends”. Wpadłem też na inną twoją serię filmów „Basowe Bestie Układu Warszawskiego”. Przybliż nam jaki był zamysł tego projektu?

Testowaniem gitar basowych, głównie ekskluzywnych i powszechnie uznawanych za markowe, zajmuję się na moim kanale YT od wielu lat a te zacne instrumenty dostarcza mi mój przyjaciel Jacek Bieńkowski, kolekcjoner i świr na punkcie klasowych basówek. Na pewnej sesji nagraniowej, około 10 lat temu, potrzebowałem uzyskać odschoolowe, kapciowate brzmienie, którego nie mogłem ukręcić na żadnej z markowych basówek typu P-bass, J-bass, Rickenbacker, Fodera Monrch i wtedy sięgnąłem po Jolanę Diamant, na której trenowali moi uczniowie a której nie traktowałem serio jako gitary basowej. Okazało się, że był to strzał w dziesiątkę. Od tamtej pory zacząłem eksplorować gitary basowe używane w byłym bloku wschodnim i nazwałem je pieszczotliwie „komunobasy”. To nie są instrumenty uniwersalne, mają sporo wad, ale po odpowiednim ustawieniu u lutnika i w pewnym kontekście są absolutnie nie do zastąpienia. Używam tych basów we wszystkich projektach, w których biorę udział. Zbudowałem nawet przez lata sporą ich kolekcję. Chciałbym być dobrze zrozumiany: nie gram na tych instrumentach dlatego, że są tanie, ale dlatego że są szalenie interesujące ze względu na brzmienie i na tej oryginalności szczególnie mi zależało na moich płytach autorskich. Jak masz 7 lat i na urodzinach cioci wykonujesz utwór Wootena, to wszyscy się cieszą, jest powód do dumy. Ale jak jesteś 40-letnim facetem wypada mieć swój własny sznyt, przynajmniej taka jest moja filozofia. Pewnego dnia pomyślałem, że świetnym pomysłem będzie zrobienie rzetelnych video-testów komuszych basówek i pokazanie ludziom, jak potrafią zabrzmieć. Na stanie mam kilka ciekawych basów z tego okresu, jak tylko wydobrzeję, na pewno zrobię im testy w „Basowych Bestiach”.

Często można Cie zobaczyć z basówkami Stradi. Co o nich sądzisz?

Uważam, że polscy lutnicy, szczególnie Marek Dąbek ze Stradi, robią wspaniałą robotę. Marek nie robi klonów J-bassa, ale poszedł w swój oryginalny design, za co brawa. Mało tego, jego basiki, poza tym że są świetnie wykonane, mają oryginalną elektronikę – najczęściej pickupy magnetyczne oraz piezo, które można miksować i brzmią świetnie. Współpracuję z Markiem od wielu lat i sugerowałem pewne rozwiązania, moim zdaniem jako praktyka słuszne, które weszły do rzeczywistości, np. lo-pass filter do piezo. Jeśli mam grać na ekskluzywnym basie – wolę zdecydowanie Stradi niż np. Fodere. Posłuchajcie jak te basiki brzmią u mnie na testach, ale też na klipach live z Bubą Kuyteh i Dominikiem Jaske.



A czy nie uważasz, że dobry instrument powinien być uniwersalny? Nie wolisz używać uniwersalnych instrumentów jako ceniony sideman?

Myślę, że uniwersalizm w muzyce to ślepa uliczka. Nie trzeba być uniwersalnym, trzeba mieć w sobie coś charakterystycznego. Producenci często dzwonią do mnie nie dlatego, że jestem uniwersalny, ale dlatego, że rasowo potrafię skomponować i zagrać oldschoolowe czy jazzowe linie. Mam jeszcze przykrą refleksję jeśli chodzi o żywot muzyków sesyjnych. Większość uwagi jest skoncentrowana na frontmanie, a sidemani, mimo że poświęcili swoje życie rozwojowi gry na instrumencie, często są niedoceniani. W latach 80., gdy sesje nagraniowe były bardzo drogie, a możliwość edycji bardzo ograniczona, sidemani tacy jak np. Steve Lukather święcili triumfy. Natomiast dziś, kiedy większość muzyki lecącej w radio jest produkowana przez komputer, wydaje się, że ważniejsze są umiejętności edycyjne i producenckie niż umiejętności gry na instrumencie. Chciałbym być dobrze zrozumiany: mówiąc „uniwersalizm” chodziło mi o dobór instrumentu, który ma w sobie wszystkie brzmienia świata. To jest kicz. Natomiast uważam, że wszechstronne i solidne wykształcenie muzyczne, granie na różnych instrumentach (przynajmniej pianino, perkusja, gitara), nauka harmonii, nauka improwizacji i standardów jazzowych, popowych, różnych technik gry, czytania nut, obsługi DAW,wreszcie umiejętność skomponowania, nagrania, zmiksowania i wyprodukowania całego utworu - to są kluczowe elementy dla profesjonalnego muzyka.

A co według ciebie znaczy pojęcie „profesjonalny muzyk”?

W moim odczuciu bycie zawodowcem oznacza, że jestem w stanie z muzykowania utrzymać moją rodzinę, opłacać rachunki, pojechać na wakacje, czy kupić sobie zabytkowy motocykl. Uważam, że skupienie się tylko na gitarze basowej, zostanie tylko basistą, to w dzisiejszej erze jest niewystarczające. Dlatego staram się rozwijać muzycznie w różnych dziedzinach o czym już powiedziałem. Ostatnio nawet z przyjemnością ćwiczyłem sporo na perkusji, zresztą chodziłem nawet do średniej szkoły muzycznej na perkusję.



Wracając do „Gumolitu” – nie powiedziałeś jeszcze o dwóch sprawach. O gościu specjalnym w piosence ”Kilka Pytań o Wolność”, oraz o tym, że sam zaśpiewałeś piosenkę „13 maja”, czym mnie zaskoczyłeś.

Tak, trzymałem to na deser. Moim specjalnym gościem w „Kilka Pytań” był Tomek Organek. Jak mu wysłałem demówkę, od razu utwór ten przypadł mu do gustu i powiedział, że bardzo chce wziąć w nim udział i ma pomysł na tekst. Pewnego razu wpadł do mnie do studia i podczas jednej sesji nagraliśmy wszystkie jego partie wokalne. Inny mój kumpel – Wojtek Sarnowski – zmontował do niej fajny klip, i efekt końcowy jest bardzo przyjemny. Udało mi się nawet namówić Tomka do zaśpiewania tej piosenki na żywo podczas koncertu premierowego „Gumolitu” w CKIA – możecie to zobaczyć u mnie na kanale YT, oraz na TVP Kultura. Obrazek i dźwięk są naprawdę dobrej jakości.
Co do „13 maja” i mojego tam śpiewania. To był taki eksperyment socjalny. Byłem ciekaw, czy – wg mojej teorii obserwacji – faktycznie ważniejszy jest tekst i przekaz, niż wokalne wywijanie esów- floresów. Nie jestem oszustem – śpiewałem w chórze akademickim 5 lat w tenorach, miałem regularnie lekcje z emisji głosu, mam świetny słuch, jednak nigdy nie będę konkurował z wokalistami śpiewającymi wokalne wygibasy. Nie potrzebuję tego do szczęścia. Potrzebuję za to mieć dobrą wenę na jajcarski tekst. A wiedza z emisji głosu znakomicie przydaje się podczas sesji nagraniowych z wokalistami/wokalistkami, których miałem bardzo dużo. „13Maja” to piosenka o tym, że każdego w życiu czasem może spotkać pech. A klip do niej zmontowałem sam, ujęcia ogarniał Wojtek Sarnowski, zresztą – zobaczcie sami u mnie na kanale YT.

Masz jakieś nietypowe muzyczne plany na przyszłość, poza – czego Ci wszyscy życzymy – szybkim powrotem do zdrowia?

Tak, jeszcze przed wypadkiem pracowałem nad nowym singlem „Gratulujemy”, w którym gram na wszystkich instrumentach – poza perkusją, tutaj nieoceniony Tomek Waldowski, oraz saksofonami – Marcin Kajper. No i napisałem jajcarski tekst, wymyśliłem riffy, zagrałem je na Alko Basie kostką i zaśpiewałem tę piosenkę. W tej chili mój kumpel Maciek Błaszkowski składa mi do niej klip, do którego ujęcia nagraliśmy jeszcze w maju. Możliwe, że zamkną mnie za tę piosenkę, także chciałbym już teraz gorąco podziękować, że wpadłeś do mnie pogadać. No i mam nadzieje, że piosenka Ci przypadnie do gustu. No i kupujcie „Gumolit” bezpośrednio u mnie, jeśli macie ochotę.


W razie czego wyślę Ci pilnik w chlebie, to kraty przepiłujesz (śmiech).

W moim obecnym stanie nic z tego piłowania nie będzie, ale doceniam Twój gest (śmiech). Pozdrawiam Ciebie i wszystkich czytelników pisma. Grajcie na instrumencie, to jest piękna sprawa i dobrze robi z naszą psychiką. Wszystkiego dobrego!


Zdjęcia: Wojtek Sarnowski